Bonus RPK, Kizo, Borixon, Quebonafide - Opowieści Z Krypty tekst piosenki (lyrics)
Bonus RPK [Oliwier Roszczyk] Warszaw, Polska 🇵🇱
Kizo [Patryk Woziński] Gdańsk, Polska
[Bonus RPK, Kizo, Borixon, Quebonafide - Opowieści Z Krypty tekst piosenki lyrics]
RPK, RPK opowieści z krypty jedziemy
Jak byłem dzieckiem, bałem się duchów
Bałem się grobów i kościotrupów (ta)
Mama się śmiała, mówiła: "Synu
Nie bój się duchów, tylko przygłupów
Co bez skrupułów zrobią ci krzywdę!"
Człowiek potrafi zmienić się w bydlę
Czasami zwierzę ma więcej serca
Niż jakiś, kurwa, pedofil morderca
Jebać kurwę, to się potwierdza, w życiu
Bo różne oblicze śmierć ma
Jak w dziewięćdziesiątych ćwierć gram
Niejeden ćpał i przegrał (przegrał)
Dobrze pamiętam, zombie na klatce
Zwinięte srebra (shhh)
Musiał zajebać, z portfela matce
Żeby przyjebać (brauna)
Kiedyś w Warszawie mieliśmy koszmar na jawie
(na jawie)
I nadal go mamy, do soli podobny badziew
Dzieciaki po nim, co, co? Wyskakują z okien
(z okien, z okien)
Wieszają pętlę, aaa, nakirani prochem
Przeklęte czasy, przeklętej masy ciemnej
Teraz technika tak w bani kiwa
Że sama puszcza lejce
Kosa w otrzewnej to przy tym
Pikuś, pomyśl przez chwilę
Coś taki schizuś?
Piorą ci głowę, jebane świry
Wejdą ci w krwiobieg niczym wampiry
Bo to miasto jest jak Transylwania
Ludzie tutaj słyną z zabijania (prrra)
Pasji, czasu, sentymentów
Myślę wyciągając moje stare Vansy z prania
O tym jak byliśmy życia głodni
A dzisiaj co drugi typ jak zombie
Wkłada z rana zmechacony garniak
Żeby mieć za co ogarniać eco kombi (ej)
A ja leki, fazy, stres
I to jest najgorsze jak sześć razy sześć
Jadę Mercem, kajdan i dres
Bo nie jestem Majdan
Czy Jazz, choć goni mnie
Tłum paparazzi dookoła, jak kiedyś za gnoja
Jak kiedyś za gnoja mnie gonił ten pies
Nocami dzwonią wampiry
Lepiej tu być jak Dracula
Opowieści z krypty
Ja się za bardzo nie wczuwam (nie, nie, nie)
Coś ty taki sztywny? Tego nie zmiękczy piguła
Witamy w szarym grobowcu, beton
Nie piękna Laguna
W tym mieście zawsze leje się jucha
I zawsze znajdzie najebany w trupa
Temat rzeka, przestawiona żuchwa
Potem w domu przypalona zupa
Za brak szacunku do własnych kobiet
Ciężko wbijam w tych kozaków fiuta
To miasto spędza sen z powiek
I nie śpi tu zombie, cała grupa
Thriller gorszy niż Jackson, ściero
Reżyseria lepsza niż Romero
Opowieści z krypty, nie bój się tych duchów
Kłębią się jak dym z buchów
Kręcą jak w noc żywych trupów
Zamieniają w popiół jak ramka szlugów
Znikają, zostaje kupka ciuchów
Gdy pojawia się ktoś po odbiór długów
Gdy tylko chciałem spać, wypoczęty wstać
Dalej zarabiać wokoło tańce i hałas był
Jakby trwał wieczny Mardi Gras
Wpadłem w te sidła, nawet nie miałem zegarka
Nie liczyła się pora dnia
Już tam nie wracam, choć otwarta krypta
Do dziś głowę składam jak Frankenstein
(w całość) wydostać się z grobu? Nie licz
Na pomoc podczas wspinania
(nie, nie, nie, nie)
Nie tylko w kręgu widziana samara
Sumienie domaga się prania
Ludzie potrafią mieć kilka masek
Traktują to jako zmiana
Na co dzień studentka Ania
W nocy ci drzwi otwiera jako burdel mama
(ha, ha)
Pod klatkę na fajka, stoi Astra czarna
Myślałeś, że znowu Uber
W ramię puka kryminalna
Wydawało się, że profesja tajna
Co? Się slizgać uliczna sztuka (ta)
Horror, że w toku sprawa karna
Anonim, rozliczy ta wredna suka, karma
Nocami dzwonią wampiry
Lepiej tu być jak Dracula (ha)
Opowieści z krypty
Ja się za bardzo nie wczuwam (nie, nie, nie)
Coś ty taki sztywny? Tego nie zmiękczy piguła
(nie, nie) witamy w szarym grobowcu, beton
Nie piękna Laguna (ho)
Nocami dzwonią wampiry
Lepiej tu być jak Dracula (ho)
Opowieści z krypty
Ja się za bardzo nie wczuwam (prrra)
Coś ty taki sztywny? Tego nie zmiękczy piguła
(nie, nie) witamy w szarym grobowcu, beton
Nie piękna Laguna (ho)