Bonus RPK - Niewdzięczni Koledzy tekst piosenki (lyrics)
Bonus RPK [Oliwier Roszczyk] Warszaw, Polska 🇵🇱
[Bonus RPK - Niewdzięczni Koledzy tekst piosenki lyrics]
Sprawdź to!
Prawdziwych przyjaciół na palcach
Ręki zliczę, w przypadkach gdzie oblicze
To dosłownie pułapka
Ja wtedy na nich liczę i wice
Wersa w wersach zawieram to
Co wypływa z mego serca
Dziś mało tych szczerych na wagę złota
Dobrze dobrana kwota robi z kolegi kmiota
Wczoraj byliśmy blisko dziś to
Spuszczam do klopa
Niby hajs to nie wszystko
Jednak wypala w oczach
Miałem ziomka z nim kontakt
Ten był mym młodszym
Bratem zatem gdy miał problemy
Pomagałem mu zawsze
Jego dziurawe buty zamieniałem na nówki
Także wytarte ciuchy i nie brałem złotówki
Chciał zarobić na siebie
Załatwiłem mu prace
Wtedy był małolatem dziś to dorosły facet
Z czasem naszej współpracy mocno
Spokój był długi przez
To stał się balasem przez głupotę i kasę
Nie raz pierwszy nie drugi
Dostał szanse poprawy jednak chuja w nią
Wjebał tak pogłębiał swój nawyk
Przekręcania ziomali, co mu rękę podali, w
Czasie gdy się smażył i palił
Warto w spirali życia
Dzisiaj w oddali trzyma się ta próchnica
Bez pokory chęci na zmianę stwarza pozory
Dalej ma wyjebane i tak brnie po ulicach
Już nie zmieni swojego fałszywego lica
Przychodzi taki dzień
Że oddzielasz ziarno od plewy tak dbasz o
Krzewy i dalszy los własnej gleby
Bez chwastów ogród staje się
Dużo piękniejszy, wiesz
O co mi chodzi niewdzięczni koledzy
Niewdzięczny kolega, ten to perfidny kutas
Z pewnością będziesz w szoku
Jak tej historii posłuchasz
Chętnie weźmie jak mu dasz, w
Druga stronę już ciężko
Jeśli mu zaufasz to oszukasz się koleżko
Fałszywy judasz co nie docenia pomocy
W krainie zamków krat i
Starych zatęchłych kocy
Gdzie siedzi kilka lat złożonych
Z dni i nocy, tam wiedział kto jest brat
Zapomniał jak wyskoczył
Prawda kolę w oczy godzi w serce niczym nóż
Toksyczna znajomość bardziej niż
Trujący bluszcz
Pierdole jegomość nie zobaczy mnie już
Choć znaliśmy się od dziecka
Takie życie no cóż bit kartka tusz
I wyrzucam to z serca kurewstwo
Odpędzam czytaj człowieka bez zasad
Co z tego, ze przy oku ma cyngwajza skoro
Zachowuje sie jak pierdolona łajza (faja)
Niech dalej wciska kit
Nieświadomym pelikanom
Wykorzystuje ich i wypierdala na siano
Ja nie chce mieć z nim nic
Wspólnego, morał z tego taki
Ze nie będzie więcej mym kolega
Minie jakiś czas, kiedy zrozumie stratę
Gdy zostanie sam jak palec
To zatęskni za bratem
Co w biedzie nie odwraca się na pięcie
A zatem w najgorszym momencie
Jest prawdziwym skarbem
Przychodzi taki dzień
Że oddzielasz ziarno od plewy tak dbasz o
Krzewy i dalszy los własnej gleby
Bez chwastów ogród staje się
Dużo piękniejszy, wiesz
O co mi chodzi niewdzięczni koledzy
Rozpoczęta wojna ja kontra sepy hieny
Pierdole z wami kontakt i
Te cukierkowe ściemy
Afery to już norma, jestem przyzwyczajony
Zdarzyłem się przekonać sam nie
Raz w chuja zrobiony
Gdy tygrys przyczajony mętlił
Mi oczy fermentem
Udawał wspólnika dobrze rozkminił tą wkrętę
Zapomniał co znaczy słowo
Święte rzucił przynętę
W postaci maski zwanej koleżeństwem
Niedługo potem wyskoczyło szydło z wora
Ja od tego odcięty myślę, ze najwyższa pora
By to w słowa obrać wyrzucić z siebie oraz
Pozwolić mu przekonać się o swoim gniewie
On kiedy był w potrzebie
Wiedział gdzie zapukać
Praca płaca plecy brata we mnie miała kurwa
Która sama w sobie była na jednego liścia
Bez kolegów i obstawy sierotka Marysia
Dziś mu wbijam chuja w pysia
Bo na to zasłużył
Gdy znalazłem azyl życia on był sprawcą burzy
Jednak nie ma takiej po
Której nie wyjdzie słońce
W końcu Fred sam się
Wydymał chytry na pieniądze
Łasy jak na chuja
Dziwka, niewdzięczny kolega
Jeden z tych po których
Nikt się nie spodziewał
Ale nie ma tego złego, w
Moim życiu nastał przełom
Coś musiało się skończyć żeby coś się zaczęło
Przychodzi taki dzień
Że oddzielasz ziarno od plewy tak dbasz o
Krzewy i dalszy los własnej gleby
Bez chwastów ogród staje się
Dużo piękniejszy, wiesz
O co mi chodzi niewdzięczni koledzy