Dedo (POL), Szyna, Patro, Rover, Piekielny, Edzio - Nigdy Nie Chciałem Ci Mówić tekst piosenki (lyrics)
[Dedo POL, Szyna, Patro, Rover, Piekielny, Edzio - Nigdy Nie Chciałem Ci Mówić tekst piosenki lyrics]
Bez niej nic nie wyjdzie mimo to wiem
Że niektóre sprawy lepiej przemilczeć
Czasem wolałem być cicho
Gdy widziałem ciebie znów i nie mówić nic
Lecz ty rozumiałaś mnie bez słów
Tak wiele chcę powiedzieć
Ale czuję się jak frustrat
Strach przed twoją reakcją knebluje mi usta
Nie myślałem, że ten moment będzie trudny tak
W głowie natłok myśli, ale znowu słów mi brak
Gdy tak patrzysz nie mogę
Ze słów nic wyrzeźbić
Moich strun głosowych nie ruszyłby
Nawet Jimi Hendrix tyle pytań chcę ci zadać
Które mi w głowie siedzą ale zbyt boję się
Że zadasz mi ból odpowiedzią
Czasem mam ochotę tu zacząć wszystko od nowa
Zamiast wymieniać spojrzenia zacząć
Wymieniać słowa choć jedyny wyraz tu to
Wyraz zwątpienia na twarzach
To czuję tęsknotę
Gdy znów sobie ciebie wyobrażam
Mam problem… generalnie mam ich sporo
Bo od dawna "żyć spokojnie" to oksymoron
W kraju gdzie rozwiązać je ciężej niż supeł
Wiem, nie zmienię nic, kurwa… super
Zdrowie mi siada, to trochę śmieszne
Jak myślę ile lat powinienem
Mieć przed sobą jeszcze
I chyba mam to w dupie
Nie chcę hajsu, zdrowia i tak nie kupię
I coraz częściej widzę strach
Stojąc przed lustrem
Skaczę za marzeniami i spadam w pustkę
Podobno jestem twardy jak skała
Podobno… Podobno taka jedna mnie kochała
Nie chcę już ślepo wierzyć i ślepo ufać
Uczę się jak przeżyć i co zrobić by nie upaść
Nigdy nie chciałem ci mówić o tym
Że tracę nadzieję
Na lepsze jutro, co teraz ze mnie za facet?
Nigdy ci tego nie mówiłem
Ale wątpię bardzo często
I boję się gdy patrzysz
Bo to zwiastuje bezsenność
Złość… tłumię od wewnątrz
Nie mam siły krzyczeć
Zwierzam się ulicom, bo rozumieją gdy milczę
I nie chcę więcej słyszeć
Słów mówionych szeptem
Bo mimo, że są ciche to bawią się moim tętnem
Zmęczone sumienie mówi bym się już położył
A ty widząc
Że wciąż stoję… odczuwasz niedosyt
Dreszcze na ciele, już mięśnie mają dosyć
I już nie mówię
Bo niechęcę kłamać cię prosto w oczy
Powietrze stało się ciężkie
Bo za dużo w nim emocji
I nie pytaj mnie jak będzie
Bo sam nie wiem co mam robić
Wszystko zatacza krąg, ja znów unikam rozmowy
W gestach widzę drugie dno
Przecież wszystko ma dwie strony
Przestaję się bronić
Nie pytaj bo nic nie powiem
Dzisiaj przestaję cię gonić
Bo co chciałem mam przy sobie
Susza rankiem to standard jak katar w lato
To gorzkie jak prawda, gdy okazała się szmatą
I to nie chamstwo
Lecz z mojej strony szczerość
Zresztą nazwij to jak chcesz – nawet klęską
Nie minął miesiąc, dwa
Lecz dwadzieścia cztery
A ja wciąż padam na twarz
Gdy przychodzą weekendy
I niby nie ulegam presji, niby trzymam fason
Lecz najchętniej
Nie rozstawałbym się z flachą i ja wiem
Że alko to nie jest żadne rozwiązanie
Winienem patrzeć za pracą i ustatkowaniem
Więc swoje kazanie proszę kurwa sobie odpuść
Bo wiem, że mam talent do olewania wzorców
A może po prostu żyję inaczej od innych
Nie słuchając cudzych głosów
Tylko własnych myśli i pewnie jestem naiwny
Bo miałem ci o tym nie mówić
Żebyś nigdy nie uznała
Że jestem kurwa smutny
Nigdy… nie chciałem mówić
– emocji akupunktura
Że nawet płacz kobiety możesz
Puścić koło chuja
Żyjesz na twardą stopę, tak że życie buja
Bo jaką szanse życie da, że dożyjesz stu lat
W ciemnym pokoju, trzymasz diabli inwentarz
Dwie deski pod podłogą wkładasz
Motyl obok skręta
Nigdy nie chciałem mówić ci, że wiem
Jak mocno stres może rodzić lęk
Co czujesz gdy ktoś naciska dzwonek
I na ile pewne sprawy są wiadome
Cień u progu drzwi
Po drugiej stronie listy przynosi goniec
Choć czujesz strach, że psy siedzą na ogonie
Życie to moment – taniec z przedłużeniem ręki
Trzy ciosy na korpus
Jedno cięcie wzdłuż nerki
Wyliże się… ty czekałeś na sprawę
Nigdy jej nie powiedziałeś
Że poszedłeś na wagę… i nie wrócisz
Ciężko jest słuchać… i dostać coś w zamian
Dlatego nigdy nie mówiłem
Nikomu o wymaganiach
Lubiałem poznawać dźwięki
Gdy jej róż na policzkach mówił
Że świat jest piękny została tylko godność
I parę długich nocy które zamieniła wolność
I parę długich nocy, które nam dały rozkosz
Wybacz, że o tym mówię i tak zapomną
Nie chciałem mówić… nigdy
Bo nie wierzę w stagnację
Na co dowodem są zaciśnięte palce
Zawsze… kiedy chciałem cię szanować
Po chwili przeklinałem wolność słowa
I milczałem dla nas, bo to było najprostsze
Czekałem na twoje jedno "tak" prze lata
Choć każdy wybór kłócił się z moim rozsądkiem
To dalej gram, chyba nauczyłem się wracać?