DJ. Zel, Peja - Każdego Dnia tekst piosenki (lyrics)
[DJ. Zel, Peja - Każdego Dnia tekst piosenki lyrics]
Dla mych ludzi ich ocena jest tu ważna
Się nie zmienia
Z klatki na ulicę, kocham moją dzielnicę
Na niej moment kotwiczę, '05, to już styczeń
Wbijam się w Carismę, gaz do dechy i w pizdę
Przeklinam tę zgniliznę
Bo mam wysoki standard
Jeszcze wczoraj ten syf to była rzecz ważna
To wszystko co miałem to
Mój własny półświatek gdy chodnik
Bramy skrawek dziś opływam w dostatek
Minęło parę lat, już dostrzegam horyzont
Perspektywy by żyć, nie spierdolę tego
Przysiąc? Proste, że mogę, człowiek
Masz to jak w banku
Do Bety nie teraz, nie ma mowy o manku
Moja wartość nie hajs
Choć sra mnie dziś często
Nadal moja społeczność
W klubach od dymu gęsto
Zniknie jedna nocka, a wczoraj co za opcja
W dwóch na klatkach bezsenny koszmar
Sztuka przeżycia w mieście od P do N kreska
To moje miasto, to tutaj żyję i mieszkam
Tu niesprawiedliwość
Ludzki dramat i chciwość
Tu także miłość, tu lojalność, szacunek
P to całe swe życie
Przeżył na własny rachunek
Penerski wizerunek, ale Rych pewny, z klasą
Lachy wiedzą
Że z kasą więc ciągną za mną sznurem
Jeszcze wczoraj byłem szczurem i
Żyłem jak szczur, wiecie?
'97 w komplecie w tym obskurnym lokalu
Czasy sprzed "Na legalu" pełne bólu i żalu
Biedy, skandalu, pierdolę to, już nie chcę
Zbyt wiele przeszedłem już
Nie jestem młodzieńcem pierdolę to, nie chcę
Tu gdzie każdego dnia życie do przodu gna
Tu gdzie człowiek plus stres jak
Brat z bratem razem
Gdzie street, rap z przekazem
Gdzie na twarzy mam skazę
Nieuczciwy skurwysyn nie pozbawił nas marzeń
To drugie wejście, bez patentu na patencie
W stylu jakoś to będzie
Za to pewność siebie jest
Cechą której nie tracę, bierzcie, bierzcie
Ja płacę
Sam wiem co dziś zyskam i dlatego zaznaczę
To szacunek naszych ludzi
Więc on dupy nie daje
Robię to co chciałem z różnym skutkiem
Nie nawalam bo to inni dają ciała
Podpinają się pod miasto
A dziennikarzyna pisze
Że w tym mieście mi za ciasno
A gdy wszystkie światła gasną
To sygnał dla nich, fiasco
SLU nie autocasco, choć dba o bezpieczeństwo
W rytmie nie zginę jak ty w piłce słabo
Średnio
A ja z miną wredną, ale za to w samo sedno
Spuszczam ci dziwko kolejny wpierdol
Trudny, wiem jedno - rzeczywistość trudna
Ślę pozdrowienia na CD'kach do pudła
Co chcesz porównać? koniec z narzekaniem
Całe życie jest wolność i
Niech tak już zostanie
I to ja jestem draniem will peneros
Nie casting
Pierdolę ranking i te power play'e
Z tego się śmieję, masz tu autentyk Peję
W drodze po nadzieję na lepsze życie wejdzie
Nie na tej krzywdzie
Zbrodni przeciw ludzkości
W tym mieście P nie nagra
Rapu z refrenem Brodki
I słodki sofcik, ten syf bez stylu przecież
Nie jesteś z mego miasta jeszcze nie wiesz
Nie wiecie? Nie? to kurwy czego tu chcecie?
Tu gdzie każdego dnia życie do przodu gna
Tu gdzie człowiek plus stres jak
Brat z bratem razem
Gdzie street, rap z przekazem
Gdzie na twarzy mam skazę
Życie jak tatuaże - wciąż nowe epizody
Z frajerstwem brak zgody
A pies to nie człowiek (nie)
Strzeli ci w głowę
Żyję dalej w zgodzie z Bogiem
Za to akcje hardcore'owe
Bij-zabij skurwysyna, odwet
Młodych ludzi nie dacie rady zatrzymać
Dwieście koła za życie to zwyczajne kurewstwo
Co by było gdyby każdy
Mógł bezkarnie zabić dziecko
Wkurwiony przez to staram
Się jeszcze bardziej nienawidzić tych kurew
Którymi tak mocno gardzę
Wciąż przeklinam ten syf ten
Co z życia korzysta
Pyskaty bohater poznańskiego blokowiska
Nie chcę na kompromis przystać
To jak samobója strzelić
Chcesz na mnie wpłynąć? mego
Zdania nie zmienisz
Nadal głoszę swe rację, pieprzę izolacje
Przymusowe wakacje? chciałbyś blefa, zasadzkę
Lecz nie tym razem dziwko
Oto twardy styl życia
Wciąż jestem stąd, nie mam nic do ukrycia
Nie mam nic do ukrycia
Nie mam nic do ukrycia