LSO - Cwicze tekst piosenki (lyrics)
[LSO - Cwicze tekst piosenki lyrics]
Ćwiczę ćwiczę umysł, ćwiczę rap
Jestem tu od dwudziestu już dwóch lat
Zawsze zamiast pod, staram się być nad
A nawet ponad, liryki rap
Jest bezcenny jak eksponat sprzed tysięcy lat
Przed naszym wiekiem, być sobą, człowiekiem
I samego się szanować, cieszyć, nie dołować
To się chyba liczy, się liczy, czy nie liczy
W życiu
W miejskiej dziczy tu szacunek najważniejszy
Czy tu wkurwi ktoś
To pokaże dzień jutrzejszy
Bo już dzisiaj nie ma mocy
Wszyscy dawno śpią
Jest godzina późna w nocy
Tylko ja i moje myśli
Moje myśli - ja, wszechogarniający spokój
Nieustająca cisza aż zwalczają
Się wspomnienia
Czy czas wszystko zmienia? Proste
Człowiek - zmienia
Ale w taką stronę, że zawsze są wkurwienia
A na pewno bardzo często, czy mam rację
Jasne, oczywiście, czy mi nerwy koją liście?
Oczywiście, lecz po co Ci to mówię
Już wiesz, nie wiem sam, nie raz nie mam, mam
Nieraz siedzę sam, tylko ja i cztery ściany
Czy ostródzki rap jest znany? Czy
Ostródzki rap jest ściany?
A może za ten rap chłopaki biorą money
Zgarniają grube pliki, a zamiast prawdy
Montują same ścieki, o nie, nie, nie
Szacunek to zapłata, zobacz który raz
Już za to palę bata, za TDW
I rap cały czas dla siebie, też za mnie
Za Ciebie
A czystszy na glebie, już niejeden raz
Myśleli, że mnie mają i tu dołki
Przeszukania
Przesłuchania i w ogóle, a tu wszędzie nic
Nic tu, nic tam, najpewniejszy jestem sam
Znam siebie, też Ciebie, bo ci ufam bracie
I Ty ufasz mi
Wiesz co się dzieje, gdy już zamykają drzwi
Tu szacunek zaufanie odgrywają główne role
A hajsu pliki, nie tak jak myślisz
Ja je pierdolę
Chociaż są potrzebne, do życia w życiu
A jak Ty myślisz kiciu
Że szacunek to zapłata
Zaraz dla brata nie każda kobieta
To od razu szmata
A wiesz kiedy się zeszmaci?
Kiedy wiele traci ktoś rucha i jej płaci
Szanuj siebie, braci, bliskich i rodzinę
Ty suko do złej gry, rób zawsze dobrą minę
Do złej gry dobra mina
Przed skutkiem jest przyczyna
Zawsze, bo inaczej być nie może
Czemu swoje tworzę?
Na pamiątkę, dla swych dzieci
Jeśli kiedyś będę miał czy chcę? Będę chciał
Lecz jeszcze nie teraz, może za lat kilka
Kamez, Baleś, Wuho kamez, proste, chwilka
Gog wychodzę przed swój dom
Dzisiaj jest mój dzień
Zawsze jakem rapa baca
Promień Słońca mnie zastał
Jeszcze nie ma jedenastej
A już topi się asfalt
Jeszcze nie ma jedenastej
A już topi się asfalt!
Niech wchodzi w grę Passat
Wiem gdzie ruszyć i o której
W duchu to czuję, farmazonem się nie truję
Po kablach się nie kuję już poznałem co ma
(Nie wie, nie wie)
Nie wie, a pierdoli wciąż mądrości ogół
Dziękuję matce, Bogu, za zdrowie z chorobą
Jestem sobą, jestem z Tobą
Niby władze chuj nam mogą
Patrzę, tańczę pogo, idę TDW drogą
Logo w trzech słowach
Jestem już poważny w progach
Ej, człowieku! zobacz jak płynę z prądem
Nie jestem James'em Bond'em
Nie wyciągnę cię z potrzasku
Ty w pokoju przesłuchasz świadków
Może nawet nas tu halo, Janusz
O wschodzie Słońca blasku
Co robisz sam wiesz to co najlepsze bierz
Ja biorę co najlepsze a ty narkotykowe
Po mojej ścieżce i mych braci jeszcze
Wypierdalaj ścierwo z mego podwórka!
Wiem, że myślisz tak jak ja dla Ciebie piona
Jesteś jednym z debilów
Który nie powie: chuj tam
Kiedy trzeba zrobić ruchy kurwom
Przypierdolić z gruchy
Za Ciebie ziomuś buchy buchy za
A w życiu trzymam ster
Wiem coś, Baleś, o tym, wiesz a nie
Czuję czasem doła, daję głowę, że podołam
Więc dawaj, dawaj, dawaj
Ziomuś, a im odpalaj niech kurwy się ogarną
Ja ich ogarniaczem będę
Mam jeszcze wiele liter za zębem
Otwieram gębę, nie będę milczeć
Choć milczenie to jest złoto
To nie chodzi tu o to wiesz o co chodzi?
Człowiek mi trzodzi
Mam wiele godzin dla swoich przemyśleń
Nie omijam ciśnień każda noc to nie koks
To modlitwa, a w niej moc
Aniele, ze mną chodź