Motion Trio, L.U.C., Vienio - Przedmiot Liryczny tekst piosenki (lyrics)

[Motion Trio, L.U.C., Vienio - Przedmiot Liryczny tekst piosenki lyrics]

Co roku
Z tysiącami braci rodzę się w drukarce
Ta wypluwa nas jak żul charkę po kadarce
Drukarz z kiepem patrzy na
Mnie jak Boga kanclerz
Jak Reksio krzywi mordę i po
Gębie brudnym palcem równo
Przejedzie podrapie i ciska mną w pudło
Jak polscy kibice śnieżką w Hannawalda
By nie było nudno
Jemu doklejają śnieg a mi papier i
Do folii jak psie gówno
Serce z tłoczni ukradli mi
Już dwa razy trudno
Mówi się widocznie gdy ludzie
Mają w głowie brudno trudno
Gdy majtki w Wiśle skoczkom zajebali
Pewnie też im było smutno
W piekle wszystkim złodziejom diabły
Prącie w kącie utną
Tymczasem jak na meczu narodowym znowu pudło


W końcu twórców trzy kontrole
Aż po samo źródło
Ojców oczy wytężone a ja w centrum
Tego cyrku jak jakieś Kutno
Klepną, i znowu pudło i znowu ciasno
I znowu głucho
Pach! Kolejny magazyn tu mi na pysk naklejki
Logotypów arrasy daliby na czoło Matejki
Reklamy, kiełbasy, to nie francuskie alejki
Tabliczki w trawę, wlepki na barierki
Na Sky Tower banner, szmata na teatr wielki
Byle wielki kraj haftowany jak
Na izbie kafelki
Daj mi mój karton wolny od udręki
Wolny od tej męki

Weź mnie do domu, a zrobię Ci dobrze
Nauczę i zabawię dam Ci gofra jak Kołobrzeg

Weź mnie do domu, a będzie nam tak pięknie
Chętnie
Pozamiatam i wypiore znany jestem ewidentnie

Weź mnie do domu, a zrobię Ci dobrze
Nauczę i zabawię dam Ci gofra jak Kołobrzeg

Weź mnie do domu, a będzie nam tak pięknie
Chętnie
Pozamiatam i wypiorę znany jestem ewidentnie

W końcu sklep, O! siema Vienio

Siema LUC, wrzucili mnie na półki sam spód!

Nim skończył zasłoniły Go kopie Lema
Pan Bończyk i bokiem Konopielka do Cohena
O! AbraDab, Siema!
Man, dobrze że masz folię bo
Naklejacz kodu go nie ma
Rękoma dłubie w nosie jak
Rydzyk w swych ziemiach
Wyścig rąk do mózgu taką chyba grę ma
Co tam bracie słychać na twych terenach?

Kiedy Bóg stworzył mężczyznę
On od razu nagrał płytę
I miał jedną fankę, to jest swoją kobitę
Ona była mu wierna w sensie każdy album kupi
Ale On nie był głupi
Chciał mieć swoje groupies
Więc zaczął ubierać się na podobieństwo Boga
Wiesz jak, długa broda
I ta śnieżno-biała toga
Chciał też robić cuda a najlepiej to wokalnie
Mimo że to mu nie wyszło
I tak wszystko było fajnie
Małe aniołki rozwieszały mu plakaty
Zapraszały na występy do ogrodu jego taty
I, na tych koncertach mdlały
Cherubiny, miały wniebowzięte miny
Kiedy kumały rozkminy jego
Rozbuchane rosło ego
Skłaniało Boga jedynego do
Zbliżenia dnia sądnego
Ale kochał syna swego
Więc spoglądał przez palce jak
Zoolog na padalce
Po jakimś czasie chociaż czas tam nie płynął
On był znudzony ciągle tą samą dziewczyną
I poszedł do Stwórcy gnębić go namową aby
Ten zechciał zwiększyć jego grupę docelową
Kreator na to: Dałem Ci podstawy
Teraz sam musisz zadbać o swoje własne sprawy
Czyli, rozszerzenie swego stadka
Ty wciąż rozdajesz bilety a
Wąż sprzedaje jabłka
Czy taki ma być ten twój biznes? Ty chcesz
Iść na łatwiznę żeby mieć świeżą goliznę
Nie po to dałem Ci twe ciało
Nie tylko głowę i ręce czy
Czegoś masz za mało?
Poskrobał chłopak się po głowie
Pomyślał: Za krótkie ręce by
Się boksować z Bogiem
Obstawił Eden reklamami
A teraz wszyscy jesteśmy jego spadkobiercami

Jadę dalej mijam magazyny, dobijam do doku
Widzę ulicę regałów jako bloków
Niby kamienice stoją szeregi w tłoku
Jak usta Jackie Stallone, większe co roku
Idee w kamienie zamienione w toku
Marketingowej magii rynku w amoku
Każdy na straganie chce, śnić nawet w kroku
Na okładkach rewia mody jak
W Zakopanem na stoku
Nadchodzi klient, czary już z każdego boku
Owijają mózg mgłą błagalnych obłoków
I słychać tylko

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować