Nikone - Hotel tekst piosenki (lyrics)
[Nikone - Hotel tekst piosenki lyrics]
Pokoje i korytarze pełno ludzkich uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże, a gdzieś po siódmym buchu
(właśnie tak)
Spójrz, ponad nami tańczą damy jasnowłose
Dopiero gdy zapalisz, poczuć możesz
Co kto jak zostawił w takiej jak ta norze
Nagle staje przed oczami
Jakby opuszczony hotel
Nie musisz tam wchodzić, wszystko ci opowiem
Ale idziesz mimo woli
Bo to pewnie też o tobie
Tuż za głównym wejściem miliony pokoi
W jednym z nich wywiera presję
Stan destrukcji w paranoi
Za ścianą jest we śnie charakter tamtych gnoi
Nad nimi stoi dzisiejsze myślenie i wybory
W holu się pałęta ego bez pokory
Spala się, myśląc o błędach
Nie może się uspokoić
W pokoju bez okien kumulacja złości
Osiąga nowy stopień i pije w samotności
Idzie do niej chaos, ledwo trzyma się poręczy
To ostatni desperado, dokładnie się rozejrzyj
Wchodzę jak do siebie, mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko, co się dzieje
Jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże, a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz, to ci pokażę
Przetrzyj oczy swego słuchu
Schody, pierwsze piętro - idziesz
Lecz niepewnie
Bo na podłodze klęczą chwile, gdy wymiękłeś
Boisz się myślenia, niby nie patrzysz na nie
Uciekasz do pomieszczenia
Gdzie się łatwo traci pamięć
Tam koczuje zamęt, brak zwyczajnej wyobraźni
Pozorami wspomagane potrojenie jaźni
To, czego nie chciałeś, ledwo siedzi
Ale pije
Z tym, czego nigdy nie miałeś i tym
Na co zasłużyłeś
Najebany talent się potyka o podejście
Duma napierdala dalej
Słychać ją na drugim piętrze
Weź i mi też nalej
Jak ci się nie trzęsą ręce
Już idziemy, ale najpierw, może coś zakręcę
Złapiesz łyk powietrza, może się uspokoisz
Bo zostało do przejścia jeszcze parę pokoi
Tu wizję wyświetla bunt na amatorskiej taśmie
Tam pokusa przestępstwa w
Pokoju trzy trzynaście
Wchodzę jak do siebie, mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko, co się dzieje
Jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże, a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz, to ci pokażę
Przetrzyj oczy swego słuchu
Chodź na trzecie piętro
Na schodach tłum pozorów
Napierdalają ścierwo i nie spuszczają z tonu
Odgrzebują pewność, nieuzasadnioną podłość
Gdy ty minąłeś namiętność
Której się nie da dotknąć
Czas pogłębia niemoc i bełkocze niewyraźnie
Opowiada złudzeniom o bezlitosnym marazmie
Który otumania przełom, niszczy satysfakcję
Z pokoju wypadła szczerość z
Trzema kulami w klatce radziłbym uważać
Choć tu jest sekretne przejście
A na końcu korytarza honor szykuje zemstę
Wymierzy ją przez sen
Wtedy każdy jest bezsilny
Gdzieś w jednym z tych
Pomieszczeń zazdrość szuka winnych
Nikt nie jest niewinny
A jeśli tak się zdarzy
To zapewne inni będą chcieli go usmażyć
To nie tani film jest, to wizje i przesłania
Bo może kiedyś zginiesz
Jak będziesz się tak szlajać
Wchodzę jak do siebie, mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko, co się dzieje
Jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże, a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz, to ci pokażę
Przetrzyj oczy swego słuchu
Pokój pustych marzeń, za drzwiami nadzieja
Ma milion wyobrażeń, ale złość ją onieśmiela
Za ścianą się snuł nieobliczalny egoizm
Ciągnął za sobą ból rany, co się nie zagoi
W korytarzu miłość, która krzyczy
Że jest ponad na schodach leży litość -
Przyćpana i stłumiona
Każde najsłabsze ogniwo się przekona
Czym jest stres z każdą kolejną chwilą coraz
Bardziej chory gniew
Serwuje nam widok, jak się gotuje krew
Jak żyją i jak giną ci, co wypalają się
Gdzieś na czwartym piętrze zapisany los
Spełnia się niechętnie, bo wczoraj całą noc
Z hipokryzją namiętnie napierdalali koks
Dziś do drzwi się konsekwencje
Dobijają po swój sos
Sumienie nie pęknie, bo wzmocni
Co nie zniszczy ziom, wiesz, co to za
Miejsce, nietrudno się domyślić, co?
Wchodzę jak do siebie, mijam pustą portiernię
I chyba jestem w niebie połączonym z piekłem
Wszystko, co się dzieje
Jest wyraźne i lepkie
Tutaj nic już nie jest tak jak przedtem
Pokoje i korytarze pełno różnych uczuć
Płaczą ich tatuaże równo w godzinę duchów
Wychodzą na wojaże, a gdzieś po siódmym buchu
Chcesz, to ci pokażę
Przetrzyj oczy swego słuchu