Łona, Webber - Gdańsk-Szczecin tekst piosenki (lyrics)
[Łona, Webber - Gdańsk-Szczecin tekst piosenki lyrics]
Gdańsk główny wbiegam tu
Gdy głośniki bełkoczą
Że na peronie już stoi mój pociąg (kurwa)
Przy czym jedną rzecz od razu ustalmy
Ja spóźniony jak zwykle
On zaś wyjątkowo punktualny
To pierwszy absurd
Ale na drugi czekam dość krótko
Wita mnie uśmiechnięty konduktor
Mówiąc "dzień dobry, proszę
Dziękuję" i dalej w tym stylu
Myślę: "no ładnie odjebało mi już"
Nie patrzę do tyłu, tylko wbiegam z trudem
I znajduję przedział: dwie studentki
Matka z dzieckiem i student
Siadam i od razu mam problem
Z tym 4 letnim dzieckiem
Bo jest coś, kurwa, podejrzanie grzeczne
A widzę, że to urwis groźny
Bo ma oczy sprytne i z przyjemnością by mnie
Choćby kopnął w łydkę
Albo inne brzydkie rzeczy
By przedsięwziął szczerze
A mimo to ich łotr nie przedsiębierze (he?)
Myślę: "co się tutaj dzieje do diabła?"
Patrzę na studentki, jedna jest ładna
Ale student zamiast ją uwieść adoruje laptop
Więc ona dała się poderwać notatkom
Matko boska, świat się tak łatwo rozpadł
Czy to jest miejsce
W którym byłbym rad pozostać
W towarzystwie nieludzko grzecznego dziecka
I trojga technokratów
W tym pociągu jadącym na zachód
Czuję przypływ strachu i w
Rozpaczy taki koncept mam
Może to nie PKP tylko Deutsche Bahn
Nie bez sensu myślę szowinisto podły
Przecież niemiecki czterolatek
By cię chociaż pogryzł
Gdzie są przyczyny tych skutków
Myślę pogrążając się w smutku, Boże
Skąd ten chłód tu
I kiedy właśnie pytam się sam
Do czego myśmy doszli
Ktoś aksamitnym głosem mówi przez głośnik
Szanowni państwo zbliżamy się do
Stacji Koszalin Główny
Bardzo prosimy wszystkich
Wysiadających podróżnych
O sprawdzenie czy w przedziale nie
Pozostał ich bagaż podręczny
Jednocześnie zachęcamy do jeżdżenia
Pociągami naszych linii, do widzenia
Głos przestał się sączyć
A ja myślę: "no przesadzili teraz"
Świat się kończy, czas umierać
Bo to znak, że kapitalizmu dziczeje reżim
Skoro już nawet PKP jest jazzy
Skończę jak Hłasko, nic tylko się chlasnąć
Kiedy runął już ostatni bastion
Pękło pasmo złudzeń i jest rozpacz parszywa
Ale nagle koszmar zaczyna się urywać
Bo gdzieś tak trochę przed Łobzem
Wsiada babcia ubrana w moher
Myślę - jest dobrze!
Nawet lepiej, bo nim zaczniemy tłuc o tory
Ona w połowie zdąży opowiedzieć
Nam swój życiorys ot co
Swoją drogą dosyć nudny z połowę bym obciął
Ale wreszcie czuję tu się mniej obco
I jeszcze niuans nadziei źródłem
Patrzę na firanki i z radością odkrywam
Że są brudne w jednym z miast sennych
Wsiada łysiejący brunet
Babcia sięga po Nasz Dziennik
On wyciąga Trybunę
I w sumie robi się jeszcze goręcej przez to
Zacieram ręce i cieszę się jak dziecko
À propos ten jak dotąd anemiczny
Anioł wpatrzony w okno
Już mnie czterokrotnie kopnął w kolano
I czuję, że jest dobrze znów mi
Bo gniew trzepie mnie
Jak turystę białoruski celnik bez łapówki
Nie zasnę słyszę szemranego sprzedawcę
Co idzie przez korytarz krzycząc "piwo jasne"
Robi się pasztet
A ja czuję, że mamy jeszcze szansę
Póki po torach jeździ ten skansen
W pociągach jest styl
Więc zamiast płynąć w innych prądach gdzieś
By utonąć ja wolę oglądać ten cyrk
I czuć się jak pasażer kolei polskich
Słysząc aksamitny głos jakby bardziej swojski
Hehehehe proszę szanownego państwa
Zbliżamy się do stacji Szczecin Główny
Eeaamhmm bagaże chciałbym
Żeby państwo zabrali je z przedziałów