Slums Attack - Geneza tekst piosenki (lyrics)

[Slums Attack - Geneza tekst piosenki lyrics]

Na starcie geneza, wyrobiona rapu teza
Obrać stały kierunek, wciąż wiedzieć
Dokąd zmierzam nie walcząc o przymierza
Niespecjalnie się zwierzać
Mówić to, co czuje, pod bit rapem uderzać
Nowe kraje przemierzać
Swoim stylem namieszać
Tych biedaków pocieszać
Co na start nie mieli szansy
Tak samo jak ja
Każdy z nich ma swój świat własny
Lecz zdołałem zebrać siły
By się przeciwstawić fatum
Przeznaczenia nie oszukam, się pokarze światu
Krzyczę się nie chowam
Jak strusia w piasek głowa
To nie leży w mej naturze, bo wiem
Jak się zachować
Siebie szanować, to z cała resztą mi wyjdzie
Omijam tych
Co zarobić chcą na ludzkiej krzywdzie


Gdy emocje opadają
Bardziej racjonalnie myślę
Gdy ulegam pod naciskiem
Z gniewem walczę gniew zwyciężam
Trzymać się ściśle ostatniej deski ratunku
Atak najlepszą obroną, będę walczył do skutku
Atak najlepszą obroną
Nadal spora dawka smutku

Chcesz – zapytaj Rycha: "Czy
Pożarła Rycha pycha?"
Ta geneza to wstęp, nieśmiertelna klasyka
Chcesz – zapytaj Rycha: "Czy
Pożarła Rycha pycha?"
Ta geneza to wstęp, nieśmiertelna klasyka

Więcej szmalu i problemów mam to
Też nie wiedzieć czemu
Mam się tłumaczyć każdemu
Że inaczej to wygląda
Że to nie tylko klipy, koncerty
Hajs na kontach
Że robota cały rok bez jakiejkolwiek zaliczki
Ślęczenie nad kartkami z
Treścią pozbawioną fikcji
Przy świetle zapalniczki
Na prędkości nakreślone
Gdzieś na klatce schodowej
Gdzie światło wyłączone
Było dzieło dokończone, sukcesem uwieńczone
Kocham to do tego stopnia
Niczym tego nie zastąpię
(Studio?) Nigdy nudno
Tętni życiem piękne gówno
Tylko prosto w dziesiątkę trafia
Rychu z pracą żmudną związany z tym od rana
Dla mnie ważne nagrania
W drodze do muzycznych świątyń
Wykazuję swe starania
Wszystko robić by chciał na raz
Na początek surowizna
Podkład, pilot – łatwizna
Plus liryczny terrorysta
Tak R-A-P powstaje nowa blizna
Skaza na sumieniach bohaterów moich nagrań
Zawarte obserwacje Rycha Peji z mego świata
Czym chata bogata
Chociaż nie zawsze tak było
To i tak się jakoś żyło
Nawet nieraz lepiej było
Pieniądz czyni mnie próżnym? Jego
Brak do działań zmuszał
Do różnych puszek wrzucam
Choć sumienie mnie nie rusza
W sercach głazy rozkruszam
A dzieciaków nie pouczam
Do niczego ich nie zmuszam
Jeśli same nie chcą słuchać

Chcesz – zapytaj Rycha: "Czy
Pożarła Rycha pycha?"
Ta geneza to wstęp, nieśmiertelna klasyka

Tracę kontakt z ulicą i to na własne życzenie
Bo ulica dziwnie patrzy
Bo sukcesu noszę brzmienie?
Każde zawistne spojrzenie tylko dlatego
Że jestem chciałbyś mnie oceniać
Choć nie znałeś mnie przedtem
Bo gdy hip-hop nie był modny
Nikt nie miał szerokich spodni
To Peja z Ajsmenem byli tego rapu głodni
Dla otoczenia chłodni, zarażali swą pasją
Królik i Adamo się zetknęli z fascynacją
Plus ekipa z Westu
Razem z nimi Ghettoblaster
A Medi Top z Jersey był prawdziwym Outlawzem
Z rapem na miasto w Eskulapie wtedy dicho
W Tropsie seks z muzyczna kichą
Wszyscy śmiali się z polito-
Waniem patrząc cicho: "Niech
Peja będzie przeklęty!"
Bo prawdziwy rap to był dla
Nich wtedy East 17
Daimont z Psycholami, Boss i Depper
Nic nie kumasz? Chociaż ten rap był grany
Nie za czasów oldschoola
Nie czas się rozczulać
Tylko poszydzić z tych wszystkich
Dla których rap jest cool
Chcą z rapu czerpać zyski
Ja lider starej szkoły każę
Wam odrobić lekcje
Tu idzie o historię, klasykę, perfekcję
Weź wypierdalaj jak nie lubisz rapu
(Pieprz się) tyle pał się tym zajmuję
Nic nie wiedząc o tym więcej

Nie znasz tego rapu? Odpierdol się od rapu
Nie czujesz tych klimatów? Odpierdol
Się od rapu nie wczuwasz się za bardzo? To
Wczuj się w moje fatum
A prawdziwy rap zostaw dla dobrych wariatów

Nikt mnie nie lubi i jest okej (Ta)
Nikt mnie nie lubi i jest okej
(Okej, okej, okej)
Nikt mnie nie lubi i jest okej (Ta)
Nikt mnie nie lubi i jest okej
(Okej, okej, okej)

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować