Taco Hemingway - 900729 tekst piosenki (lyrics)
[Taco Hemingway - 900729 tekst piosenki lyrics]
Znowu wąsy mam jak PSL, skórę
Kurtkę i sweter
A w płucach hula mi przester
W ręku dzierżę neseser
Z mikrofonem, będę pluł wersem
Dajcie żyć jak laissez faire
Myśli stukają o kości
Jak stuka Rumak o werbel
Wchodzę na wyżyny zuchwały
Jak dwulatek na mebel
A te hieny znów szczekały
Zamiast wejść na mój szczebel
Zamiast się jąkać, Joachim
Lepiej wejdź na mój le lewel
Mnożę te pieśni, mejoza, mitoza i wrzeszczę
Jak jakiś ogromny dinozaur
A kiedy odejdę, to ma być żałoba
Bo ja i mikrofon: tupolew i brzoza
Żenię się z miastem i wnoszę swój posag
Dusza Biggiego i Cześka Miłosza
Wszystko, co robić chcę w życiu, to
Wiersze, lecz poci się serce
Wylewa się proza
Pluję pasją, Ty tej pasji nie czujesz
I zachowujesz się jak nie Ty
I ta maska Cię psuje
Me płuca lassem są skute
Znowu ta astma mnie kłuje
Ja i me płuca Cię kochamy
A Ty nas zaniedbujesz
No, a pamiętasz
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie
Ten sen porasta płuca jak mech
Id, ego, superego - 0, 7 na trzech
No, a pamiętasz
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie
Lawina myśli leci na brew
Id, ego, superego - 0, 7 na trzech
No co za pech
Dzwonię do Ciebie tak o czwartej nad ranem
Na dworze zimowe deszcze
Więc jestem raczej zalany
Chce Cię całować i wybadać
Twoją czaszkę i gały
I nie przestawać tak do wiosny, wybacz
Takie mam plany
Siedem miliardów ludzi w świecie
Chyba same barany i ja, Baranek Boży
Może możesz gładzić me rany?
Musisz mnie sklejać wciąż na nowo
Jestem stale porwany
Ty jesteś snem, wokół koszmary
Jestem stale zaspany
Odpisz, bo będę tu płakał do rana
Pojawiam się znikąd jak fatamorgana
Kontrola nad światem jest gwarantowana
Więc Ty będziesz Michelle, ja Barack Obama
(Barack Obama)
Byłaś mi taka kochana, dramat
Teraz się urwał nam kontakt
Więc chodzę pijany po mieście i
Ledwo się mieszczę w nim, ciągle się krzątam
Ciągle się plączę, kiedyś trafię na spowiedź
Ciągle wypluwam gardłem lawę
Twoje serce lodowiec
Chyba podniosłaś słuchawkę
Słyszę Twój wdech! Weź coś powiedz
Mówisz: "spierdalaj"
Idę dalej z ciężkim łbem jak ZOMOwiec
No, a pamiętasz
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie
Ten sen porasta płuca jak mech
Id, ego, superego - 0, 7 na trzech
No, a pamiętasz
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie kochasz?
Jak mówiłaś, że mnie
Lawina myśli leci na brew
Id, ego, superego - 0, 7 na trzech
Moi znajomi robią biznes
A ja wciąż jestem nikim
Cywilizują się nagminnie
A ja wciąż jestem dziki
Do szafy schowali Vansy
Powoli noszą trzewiki i poważnieją
Nazywają nagle "moczem" swe siki
Biegam po mieście i Cię ścigam bez przerwy
Biegam jak kurczak bez głowy albo
Jak piłkarz z rezerwy
Boję się, że Cię zobaczę
Więc topię w drinkach te nerwy
Nerwy ze stali mam! Choć
Chyba nie tej nierdzewnej
Szedłem za Tobą i widziałem mnóstwo
Na przykład jak znikasz z nim tanią taksówką
Na przykład jak idziesz jak prawdziwe bóstwo
A krok Twój wyraźnie huśtany jest wódką
Widziałem też jego, kroczył po mieście
Wyglądał obleśnie polując na niebo
Leżał na glebie i śpiewał o PZPNie
I miejscach połkniętych przez przeszłość
Widziałem złamane serce
Widziałem biegnące nogi
Ja Ty i Piotr ten warszawski tercet
Ja i mój Weltschmerz, nie wiem, co robić
Ta Twoja czarna sukienka
Twarz zakopana w Twych rękach
Na twarzy make-up i męka
Piszę te słowa i serce mi pęka
Twarz taka piękna, że klękam
A w mojej głowie piosenka, idę do studia
Pieśni mnie wabią
Opiszę trójkąt warszawski, ja i Ty
Ty i ja i ten zakapior opiszę brud i luksus
Pieniądz wydany na wódę i kawior
Wchodzę do studia ostatni wdech
To miasto wciąż pachnie jak szlug i kalafior