Vixen, Pi - Skąd wiesz, że nie śpisz? tekst piosenki (lyrics)
Vix.N [Dariusz Szlagor]
[Vixen, Pi - Skąd wiesz, że nie śpisz? tekst piosenki lyrics]
Przeważnie jak w śnie początek
Istotnie wyraźnie widzę tylko
Złudzenia po fakcie
Których nigdy nie ma w trakcie snu
Nigdy nie ma w trakcie
Nie pamiętam dzieciństwa mam tylko zdjęcia
Kto to wymyśla? Kokon życia
Początek w rodzicach
Pamięć bezsilna muszę wyjść na świat
Rozłożyć skrzydła, Spaść, wstać
Potem wygrać sam
Mam plan, ale życie to freestyle
Iskra, która strzela z ogniska
Niesie ją wiatr, by zgasić to chwilka
A potem jakbyś nie istniał
Jestem składanką obrazów
Puzzlami ze zgubionym ostatnim
Szukam okazji jak każdy
Chcę go znaleźć w wyobraźni
Zalewanej prostactwem
Nie szukam na, szukam pod statkiem
Powiedz mi co to jest - gubię się
Miał być tu sens i odkupie -nie
Była pustka, a jest jeszcze więcej jej
Boję się obudzić
Bo jeśli śpię to nie wiem gdzie
Materia się zmienia gdy zasnę
Co jest realne na prawdę?
Sny są takie wyraźne jak zawsze
Namacalne i nieprzewidywalne jak baśnie
Ale pisane zwięźle
Panie Andersen, skąd wiem, że nie śpię?
Patrzę na ręce coraz częściej są zamazane
Ale nie jestem po żadnej stronie jak gender
I stronię od pewnych twierdzeń
Bo nic nie jest pewne i łatwe dziś
Skąd wiesz, że właśnie nie śpisz? Skąd
Nie budzę się
Choć świat mnie w oczy szczypie
We śnie życie jest takie jak wszędzie
Pięknie w przestrzeń wbite
Zbyt piękne to jest, by mieć wątpliwość
Nic więcej co to jest prawdziwość?
Co to jest?
Jeśli śpię, powiedz gdzie obudzę się
Znowu tu jestem który już raz
Czy byłem tu przedtem? Skąd ten znajomy smak?
Tej czerni już nie chcę - chcę światła i barw
Chcę świata i śmiechu nie straszny mi strach
Wychodzę do światła z nocy, by spełniać
Budzi ze snu mnie paląca potrzeba by gnać
Uginać żywioły i wznosić słowa do gwiazd
Dla żartu podzielić prawdę na dwa
Zapomnieć o tym i szukać
Żarliwie jej części ukrytych
Wśród warstw ubranych w pozory
Zapomnieć o tym
Zabłądzić i stracić nadzieję -
Nie myśleć o tym
Liczyć, że jutro jest furtką i
Tylko śnić już o tym
Że budzi ze snu mnie paląca potrzeba by gnać
Uginać żywioły i wznosić słowa do gwiazd
I tak zrozumiem, że dwie połowy ma świat
I widzę w tym śmieszny żart
Że wczoraj tak bardzo bolało
Jutro tak głośno wołało
A teraz zostało wrażenie ulotne
Fala wygładza piach i czuję, że wszystko
Co było istotne odchodzi do źródła
Które w nas rodzi pierwotny las
Eden istnieje - sadzę czynami nasiona nasiona
By wyrósł tu, gdzie stał
Teraz rozumiem, że jeden jest świat
To jeden jest w każdym z nas
Wyszedłem z nocy do światła by spełnić
Wróciłem spełniony do siebie
Wędrówką trwającą eony
Mijały eony ja widziałem światów miliony
I byłem dzielony, lecz dzielny zawsze
Wiedziałem, że siebie nie stracę - znam się
Jednoczę jawę i sen przenikam miłość i lęk
Życie i śmierć pomiędzy skronie
Wrodzony mianownik jego i jej
Ostatni, pierwszy i wieczny
Prawdziwy i nigdy nieobecny