Bezimienni, Sokół - Mógłbym Ci opowiedzieć tekst piosenki (lyrics)
[Bezimienni, Sokół - Mógłbym Ci opowiedzieć tekst piosenki lyrics]
Żalu i utracie Boga
I o tym, że wszystko można zacząć od nowa
O ludziach obłudnych aż do szpiku kości
Że nie tylko słabi przejawiają gest litości
O tym, że ci najtwardsi nie płaczą
Chyba nie jestem jednym z nich
- łzami za porażki płacę
Mógłbym opowiedzieć o słabych charakterach
O ludziach co sami czują się poniżej zera
Jak ciężko jest bagaż
Złych doświadczeń zrzucić
Jak łatwiej zamiast zła nadziei
Kłodę w nogi rzucić o tym
Że czasem warto iść w przyszłość po wodzie
Wiesz, cud zdarzyć się może
O ludziach co szukają miłości
W ładnych buźkach rzadko patrzą w serce
A to jest zgubne w skutkach
Jak znajdziesz prawdziwą miłość
Musisz pielęgnować człowiek nie automat
Nie da się przeinstalować
Choć są słabe charaktery na wpływy podatne
Lecz co ci po człowieku co
Pod presją sprzeda matkę
Mógłbym ci opowiedzieć o miłości
Siostry do brata
Trzymaj się Ania, uściskaj wariata
Jak na ten piękny moment
Z papieru będzie krata
Mógłbym ci opowiedzieć o
Prawdziwych przyjaźniach
Jak fałszywych i wiązanych na pokaz
O ludziach co innym za
Życia już budują ołtarz
Często chcą nie widzieć Boga
Rozczarowani później
Że to tylko człowiek też rodzony w potach
Mógłbym ci opowiedzieć o pękniętym
Nosie z policyjnej pałki
I o tym jak ściskają aż do krwi kajdanki
O przeszywającym chłodzie ciągnącym
Z dołkowej pryczy
O zatęchłych materacach wprost
Z wytrzeźwień izby o błędach przeszłości
Niepewnym wzroku w przyszłość
O tym żeby kogoś wysłuchać czasem
Wystarczy się tylko przysiąść
(czasem wystarczy się przysiąść)
Mógłbym opowiedzieć o tym co widziałem
Tam gdzie byłem, co robiłem, czego dotykałem
Mógłbym opowiadać o swojej przeszłości
Ile krzywdy zrobiłem najbliższym po złości
W napadach euforii, bólu i
Żalu, stop, chwila, pomału
(Mógłbym) mógłbym opowiedzieć bez
Cienia farmazonu
Jak blisko jest z rynsztoka do tronu
O szczerej przyjaźni, której się nie traci
O tym ilu łbów udawało braci
W biurku w szafce gruby plik listów
A w niej więcej prawilności
Niż miało i trzystu
Dalej ci podpowiem jadąc tym tematem
Przemyśl to dwa razy zanim
Kogoś nazwiesz bratem
O milionach kłamstw i tandety strzyków
O napompowanych koksach udających zawodników
O bliznach na twarzy, które są bezcenne
Dały do myślenia tak jak noce bezsenne
O bestialskim ojcu, patologii w domu
O tym pięciolatek nie mówił nikomu
O bezradnej matce, której ciężko samej
Wychowywać syna, słuchaj tego dalej
O niesprawiedliwości i chorym systemie
O dobrych chłopakach noszących jego brzemię
O zmianach na lepsze
Które wyszły z doświadczenia
O ubogich ludziach, których nikt nie docenia
O głodnych dzieciach bez śniadania w szkole
Zamiast o aferach to dostrzegać wolę
O tym jak trudno radzić se samemu
O tym, że trudniej wybacza się bliskiemu
Mógłbym opowiadać nie widząc zakończenia
Że bardziej od ran bolą przykre wspomnienia
O tym jak wątpiłem, że na ludzi kiedyś wyjdę
A więcej ci opowiem jak do ciebie przyjdę
Bezimienni, Sokół mógłbym ci opowiedzieć
Mógłbym ci opowiedzieć o wzroku czyjejś matki
Gdy jej syn poszedł siedzieć
O wzroku matki, kiedy urodziła syna
O wzroku syna, gdy matka zawodzi
O tym jak się się czujesz kiedy ktoś odchodzi
O uśmiechniętych oczach ukochanej mojej
O najpiękniejszych nocach wtulonych we dwoje
Mógłbym opowiedzieć, ale cenię prywatność
Po co ma im psuć krew znów zawiść i zazdrość
Mógłbym ci opowiedzieć własne wspomnienia
Kiedy radość wygranej tłumiły
Wyrzuty sumienia
Zawsze w porządku, zawsze charakterny Sokół
Tak jak ty byłem naiwną ofiarą bloków
Miłość, tylko ona nas wyzwoli
Bo lepiej jest nie walczyć
Kiedy walka jest o nic
Lepiej trzy razy stracić
Niż raz się wpierdolić
I pamiętaj o tym, towarzyszu niedoli