Bonus RPK, Arczi Szajka - W szponach nienawiści tekst piosenki (lyrics)
Bonus RPK [Oliwier Roszczyk] Warszaw, Polska 🇵🇱
[Bonus RPK, Arczi Szajka - W szponach nienawiści tekst piosenki lyrics]
Gdzie wspólna nienawiść prowadzi
Wciąż na ślepo
Ciągle biegnąc czasem wychodzi demon
To takie alter ego, który tłumię sobie często
To przekleństwo ludzi mieszkających w getto
Gdzie o zwade łatwo, a o pieniądze ciężko
Każdy chce rozbić bank, jak skarbonkę dziecko
Gdzie brak hajsu ziomek
Tam rodzi się przestępstwo
Ból rodzi ból, nienawiść bierze górę
Gdy patrzę na to, co oni robią w ogóle
Łza się w oku kręci, w głowie myśli ponure
Niejeden w takim stanie sięgnął
Szybko po sznurek
Ja nie zamulę, choć wokoło kurew wiele
Kumulacja złości, lecz wspierają przyjaciele
Tu bita piątka z ziomkiem i ruszamy w teren
O reszcie się nie mówi, uważaj na siebie
Czasami zastanawiam się do czego to zmierza
Pies ogrodnika wyjada komuś z talerza
Zawiść niechęć przymiera, o tym ta teza
Obcinasz nie swoje, także dostajesz zeza
Przestań oglądać się na innych
Zajmij się sobą
Bo dla nikogo tu nie jesteś świętą krową
W końcu kogoś wkurwisz i przerobi z Tobą
Tak jest, jak myślisz chujem zamiast głową
Ponoć najgorzej kończą ludzie bez pokory
Niczego się nie uczą, a później tłumią gorycz
Ich nienawiści kruczo wciąż paskują pozory
W nich prędzej znajdziesz kłody
Niż życiowe potwory skończ już pierdolić
Że to świat jest zepsuty
Że jesteś nim struty i wszystko jest do dupy
Negatyw, pozytyw jak medal ma dwie strony
Więc lepiej być życzliwym
Niż chamem pierdolonym
W szponach nienawiści, w nienawiści szponach
Wciąż za hajsem wyścig, zawiść, zazdrość
Ponad wszystkim dookoła, wszystkim
Wszystkim dookoła
Wszystkim dookoła, wszystkim
Wszystkim dookoła
W nienawiści szponach wciąż żyjemy ziomal
Na dzielnicach, osiedlach Warszawy i Krakowa
Stale rośnie ciśnienie
Wkurwienie na rejonach
Ty też musisz w tym żyć
Wiesz dopóki nie skonasz
Więc swoją drogą idź
Tak byś nie został przykładem
Jak kończy każdy błazen, gdy spierdoli sprawę
Kły masz jedne stałe, pysk niby nie szklanka
Lecz różnie może być
Kiedy kończy się sielanka
Czasem nerwy puszczają
Ciśnienie osiąga zenit
Wtedy słychać na mieście
Że się znowu pocięli litości tutaj nie ma
Nie widać na tej dzielni
Tu krzyk umiera w ciszy
To tutaj chleb powszedni
Znów gnoje bezczelni proszę wszystko z kielni
Słyszę obok mnie wyszedł jakiś
Ze wsi chłystek
Znów tracę czas, co za kurwy myślę
I wyobrażam sobie jak ich topię w Wiśle
Od małego wychowanie w stresie, w tej dżungli
Gdzie nie brakuje wciąż węszących kundli
Na sto procent ktoś Cię wkurwi, wierz mi
Inteligencja to przywilej, który czyni wielki
Gamoni stado, ja patrzeć na to muszę
Znów pragnie sie zżognlować
Nic dobrego nie wróżę
Głupota nie zna granic, widzę brak wstydu
Aż zbiera się nienawiść podświadomie
Bez kitu
Niektórzy dla kwitu przekręcają każdego
Kurewstwo ich alter ego, z nadmiarem złego
Pieniądz w tych czasach, jak epidemia, plaga
Dlaczego, sam rozkmiń sobie skąd ten bałagan
Podłych zagrań dziś niestety nie brakuje
Ciężko przepalić emocje
Gdy brat zmienia się w szuje
Nie pojmuję, a nienawiść sama we mnie emanuje
Łatwo jest tu wpaść w ślepą furię
W szponach nienawiści, w nienawiści szponach
Wciąż za hajsem wyścig, zawiść, zazdrość
Ponad wszystkim dookoła, wszystkim
Wszystkim dookoła
Wszystkim dookoła, wszystkim
Wszystkim dookoła