Emazet/Procent - Absurd tekst piosenki (lyrics)
[Emazet/Procent - Absurd tekst piosenki lyrics]
Nie znam leszcza
Pierwszy lepszy pan komediant pragnie
Nam robić sprzedaż
Komercja best time wokół mnie i ciebie
Po prosto Mokotów traktujących
Jako produkt ciebie pijany powietrzem
Wysiadam z windy na półpiętrze
Puszczam w waszą przestrzeń pierdolnięciem
Dogoni na mecie co goni nas monitoring
Tak jak w metrze gdzie być
Panem mamy wszczepiany internet
Kastrowani społecznie
Kastowani zamykani w projekcie jak Indiani
Wieczorami nie wychodź na osiedlе
Bo ścigania organy zwani
Psami zapierdalają sukami
Kiwanymi ciągle przez młodziеż
Zwaną blokersami
Dobrzy ludzie nie znam ich pokitrani
Oraz między nami fire-wire ani tv
W telefonach nie zdoła mnie omamić
Powiedz ziomal nie zgubiłeś się czasami
Co za droga ten tor którym zmierzamy
Proszę Boga panie zlituj się nad nami
Bo ten obraz jest po prostu absurdalny
Zniewalają nas fanty kto wciska
Kit jak nie tamci
Politycy to kłamcy media to
Kłamcy komenda to kłamcy e
P to zastrzyk w kły pacjent
Koniec świata w którym śpiewał Luis Armstrong
To moje miasto gram i
Chlam jak Paul Gascoigne
Dobry rap to punk rock nie ma go w radio
Zamiast domu z patią mam
Rendez vous z frustracją
To tak jak bym napierdalał w
Klakson stojąc w korku
W końcu nie wytrzymam i
Zacznę znów od początku
Warszawa Mokotów skarbnica wzorców
Z roku na rok ludzie coraz mniej się kochają
Przyglądając się tym podziałom i konfliktom
Myślę jak to się stało
Że miłość mogła zniknąć
Kolejny dzień jest jak kolejny przewał
Ta strefa cienia to naszych czasów artefakt
E p jeżeli tkwisz w kleszczach absurdu
Próbuj uwolnić się z nich aż do skutku
Tu w mieście rapu porażek i cudów
W środku tej zbieraniny chorej
Jeżeli tkwisz w kleszczach absurdu
Próbuj uwolnić się z nich aż do skutku
Tu w mieście rapu porażek i cudów
W środku tej zbieraniny chorej
Nie wiem czy to śmieszne nie
Znam się na żartach
Paliwo jest bezcenne a ja to madmax
Sztuki prują się jak sznurki już w gimnazjach
Ciałem Europejczyk mentalnie Azjat
W moim mieście syf malaria osiedle jak Sahara
Beton on jest szejkiem ja wierszokletą
Kiedy patrzę na ciebie mówisz nie ma lekko
Odpycha pycha której nie mam, ale pierdol
Absurd kolego absurd kobieto
Tej drogi nie odnajdziesz jak
W Gdzie jest Nemo
Niczym wobec mocy jest technologiczna przemoc
Niewolnicy systemu aprobują terror
Spójrz na to jak zwykły telewidz
Twoim idolem jest poseł Macierewicz
Masz kosę z tamponami orleańskich dziewic
Warszawski rewir nocą to szatański podevil
Jak przeżyć od poniedziałku do piątku
Boso i bez ostróg bo
Jebnęła cię królowa bolsu
Zestaw cegła i drewniany kościół
Po prostu upiłeś się i mózg ci się popsuł
Doznajesz tortur struty dymem ze szpontów
Tak podrób kolejny nocny autobus
Ekspresja na ogół wywodzi się z nałogów
Ta sekwencja paradoksu dotyczy
Dziewcząt i chłopców
Tu po 40 dochodzi się do wniosku
Że czas powoli myśleć o ucieczce
Mając życie za bombonierkę można
Przejechać się wielce
Złapać skrętkę, że jest kurewskie
Ep jeżeli tkwisz w kleszczach absurdu
Próbuj uwolnić się z nich aż do skutku
Tu w mieście rapu porażek i cudów
W środku tej zbieraniny chorej
Jeżeli tkwisz w kleszczach absurdu
Próbuj uwolnić się z nich aż do skutku
Tu w mieście rapu porażek i cudów
W środku tej zbieraniny chorej