Filipek, Winterfell - Winterfell tekst piosenki (lyrics)
Filipek [Filip Marcinek]
[Filipek, Winterfell - Winterfell tekst piosenki lyrics]
To mój prywatny kaftan
Ten świat kopie jak afgan
Po trupach do celu, ten slogan już wisi
Jeszcze cię tu zdobędę, moja droga Khaleesi
Życie to tani plastik, ludzie nie są poważni
Mam w chuju "what do you mean?"
Ja to nie Justin ukrywam się na mieście
Tam gdzie łatwo się staczać
Przez durne implikacje mam
Przyszłość Himilsbacha
Proszę mnie zabierz stąd
Na wzgórzach jak The Weeknd
Mówią, że dla takich jak
Ja muza jest narkotykiem
Znam hardcore liter, bo słowa mogą ranić
Już byli więksi ode mnie
Którzy się wykrwawiali
To moja ścieżka, jestem uzależniony
Muszę się wdrapać na szczyt
Nawet jeśli jest stromy
Muszę wydrapać ściany naćpany sukcesem
Jak już mi się to uda, odstąpię ćpunom fetę
Bo żyję lepiej jak mnie nie widzi nikt
Przy zgaszonych światłach
To mój prywatny cyrk
W ruch idzie znowu małpka
Drę wyblakłe zdjęcia
Na których ty się śmiejesz
Od mojego poczęcia byłaś sensem, istnieniem
Odwiedzasz mnie o zmroku
Moich problemów słuchasz
A ja jak bękart Starków
Chcę znów wywołać ducha
Mijam stare ulice, by znów ciebie zobaczyć
Stoję na światłach miasta
Tak jak kiedyś Grammatik
Mówią, że dla nas przyszłość
Jest zapisana w gwiazdach
Phenomenal jak Marshall, chodź
To pokażę astral ci
Gubię jak hustla plik, weź mnie za rękę
Wysokoprocentowy płyn i zaczynam zaklęcie
Po szczęście do utraty sił, tak cały rok
Bo mam w sobie nadzieję, tak jak Billy Hope
Wiesz, my tak żyjemy, to nasze Winterfell
Lód obok serca i chłód pośród źrenic
Nasze prywatne mury stanowią dla kogoś cel
Moja droga Khaleesi, masz w sobie smoczą krew
Dziś znowu mi się przyśnił
Ten obiekt pożądania, co ci odbiera tlen
Dobra, kończę z poezją, walę wódę do rana
Ten świat na trzeźwo nie
Ma nic do zaoferowania
Mam całą osobowość schowaną w metaforach
Gdybym nie mógł tu pisać
Tonąłbym w ketanolach
Taksówki tam gdzie zawsze
Jak złapię to mam farta
Ciężko wracać do lokum
Które zmieniasz co kwartał
Ludzie mnie zaczepiają
A mi tak ciężko przestać
Być tak samo wkurwionym
Jak w tych kolejnych tekstach
Ze wszystkich moich kumpli
Nie zostałem Januszem
Bo rap, bo trasa, płyta, ziomek
Kurwa ja muszę dążyć do swoich marzeń
Choć ciągle widzę progi
Co mi, kurwa, po aucie
Jak zboczę ze swej drogi?
Co mi po tych wakacjach w Egipcie
Last minute? Jak widzę znów publikę drącą
Się "masa skilli"
W ogniu kolejnych hejtów, za barykadą propsów
Ta duma to nie kostium
Musiałbym skoczyć z mostu
Jestem nie do złamania, zamykam mordę dziwkom
Znam horrory jak Hitchcock, przeżyłem, kurwa
Wszystko sława jest warta grzechu, daj fejm
Nim zawisnę
Nie jestem złotą rączką, jak Jaime Lannister
W obliczu problemów, ta, krzyczę
Że życie to próby i błędy
Rozlicza mnie gremium
Moim celem jest zapychać te kluby w weekendy
Liczę się z ryzykiem, jeżeli będę tonąć
To poucinam łapy wszystkim pomocnym dłoniom
Tak zginął tutaj człowiek
Idący po nieśmiertelność
Znam cenę za splendor, wiem, że zabiera tętno
Wiesz, nie wierzę w przeznaczenie
Jeżeli coś osiągnę, to nie przez znajomości
Paru moich kolegów tu wpadło przez nasienie
Dlatego mała odmawiam ci chwili przyjemności