Filipek, Edzio, Feranzo - Wrócę silniejszy tekst piosenki (lyrics)
Filipek [Filip Marcinek]
[Filipek, Edzio, Feranzo - Wrócę silniejszy tekst piosenki lyrics]
Ja przed szczękami się wzbraniam
Nieustannie przygniatany przed
Cudze oczekiwania brak miejsca na złe dni
Słabości czy kompleksy
Tutaj, gdy wchodzisz na scenę
To zawsze masz być najlepszy
Świat przemierzam na stopach tak jak Bilbo
Słowo bo na życiowym szlaku
Wybrałem ścieżkę dźwiękową
Czasem myślę w którym miejscu
Znalazłbym wędrówki koniec
Gdybym na rozstaju dróg wtedy
Poszedł w drugą stronę
Czy czułabyś to samo do mnie
Ilu bym kumpli miał
Tych co gadają na mnie tak, że słów mi brak
Czasem mam ochotę milczeć
Kiedy trzymam majka w łapie
Czasem mam ochotę krzyczeć
Kiedy sznurują mi japę
Wszystko tak fałszywe
Ludzie kłamią i bełkoczą do tego stopnia
Że nie wierzę już nawet własnym oczom
Gdy znasz gościa lata
Poszedłbyś za nim nawet do piekła
Po czym zmieniasz zdanie w
Sekundę jak autokorekta
Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi
Ile zrobisz, by zatrzymać mnie
Ja i tak będę pierwszy
Będę szedł, nie oderwiesz mi nóg od drogi
Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy
Miałem większe kompleksy niż it's my love
Bo panna dwa lata ze mną i miała być na słowo
Dziewięć lat grałem w nogę
Przy spoko zdolnościach
Jeden upadek typie i się rozeszło po kościach
Łokieć tak rozjebany jak kiedyś Kartagina
Nie zegnę go już nigdy
Jak głowy przy skurwysynach
Bo rozumiesz o życiu najlepiej prawdę brudną
Jak budzisz się w szpitalu, w gardle z rurką
Życie się na mnie mści, nie chodzi tu o kasę
Ostatnią operację czułem gorzej niż
Frank w Kassel
Wkurwiony na maksa jak fakty i pudelek
Lubiłem tańczyć z życiem razem
W takty butelek
Osiedle proktologów nie chcę już
Siedzieć z nimi
Wiecznie tam rozmawiając o dupie maryni
Życie składam do kupy póki jest jeszcze widno
Bo przeginałem pałę jak laski na xvideos
Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi
Ile zrobisz, by zatrzymać mnie
Ja i tak będę pierwszy
Będę szedł, nie oderwiesz mi nóg od drogi
Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy
Ty, nie chodzę na siłkę
Na razie robię masę głupot
I tak wyrzeźbię sukces
I to przyjdzie z czasem suko
Raczej głupio patrzeć w oczy
Jak mnie nazwiesz skurwysynem
Bo aż mnie siatkówki bolą
Od waszych chamskich zagrywek
Życie zabrało mi matkę, ja widziałem tę walkę
Przy tym wasze hejty to jebnięcie kwiatkiem
Bitewny ze mnie ziomek
Choć niemoc czuję czasem
Obiecałem Ci nad grobem
Że tu jeszcze wrócę z pasem
Jeszcze będę się spowiadał z walki z Quebą
I tym paru koleżankom na które machnąłem ręką
Gania za mną parę, wiem to
Nie jestem głupcem i nie strzele gola byłym
Jak Lewandowski w Dortmundzie
Kiedyś bywało różnie a teraz mam swoją
Czas przestać zjadać własny ogon jak Uroboros
Wychylam sporo za tych co nie mogą – Faber
Jeszcze się spotkamy ziomuś i
Stoczymy jakiś battle
Bez znaczenia ile rzucisz mi kłód pod nogi
Ile zrobisz by zatrzymać mnie ja
I tak będę pierwszy
Będę szedł nie oderwiesz mi nóg od drogi
Ile byś nie zrobił mi i tak wrócę silniejszy
Nie jarają mnie melanże ani tańce o świcie
Odkąd byłem sekundantem bliskich w
Walce o życie
Powtarzają YOLO jak z ośki dwóch ziomali
Życie było placem zabaw
Aż w końcu się wyhuśtali
Wtopiłem pół życia przez zamułe i lenistwo
Dzisiaj wtapiam drugie tyle
Żeby odklepać ten dyplom
Prędzej spieprze na wyspy zmywając
Przez życia resztę niż u matki na chacie
Zdmuchnę tę trzydziestą świeczkę
Kurwa, a jakbym teraz miał być ojcem
Jak wale rudą, jebię życie i trwonię forsę
Jak jeżdżąc po tej Polsce
Robię se pastisz życia
A moi sajko mówią: "Filip
Weź się przyzwyczaj"
I może czeka korpo, robo za dwa z kawałkiem
I szef z zalaną mordą co dyma sekretarkę
To przejdę przez te ciernię
Możliwie jak najdzielniej
Bo nie ma takiej siły co
Zniszczy wiarę we mnie