Gospel - Mówiony Kawałek tekst piosenki (lyrics)
[Gospel - Mówiony Kawałek tekst piosenki lyrics]
Tak (masz tak?)
Że popatrzysz się w lewo (no właśnie)
, to myślisz w prawo
A potem i tak pójdziesz prosto przed siebie
(W prawo tak, Pójdziesz prosto)
Bo ja czasem tak mam
Jestem kawałkiem mięsa
Mam swoje cele i plany nie chcę zbyt wiele
Wystarczy bym nie był źle zrozumiany
Plus kilkanaście gram duszy
Której więzieniem jest mięso
Tylko ostatnio to jakoś nie myślę
O tym zbyt często
A może ona jest jakimś aresztem dla ciała
I może powiem nareszcie
Gdyby jak puch odleciała
I tak kawałek po kawałku
Tracę część własnego zdania
Potykam się w tysiącach miejsc
Upadam na kolana staję widzę świat inaczej
Znów zaczynam kłamać
Prawie bym się odnalazł
Lecz nie wiem czy się zgubiłem
To co mnie dzisiaj zabija
Sprawia że czuję że żyję
Bo jestem chciwym myśliwym
Który poluje na chwilę
Wilczy apetyt na życie
Od życia mam wilczy bilet i taki fetysz
Że na nie patrzę przez różowe bryle
Jak uwierzyłeś przez chwilę
To to by było na tyle
(było na tyle było na tyle)
Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc
(Czemu?) przed świtem idziesz spać
A wstajesz gdy zapada zmrok (hej)
Czemu dziwisz się
Że to co masz trudno docenić (Czemu?)
Wciąż patrząc pod światło nigdy
Nie dostrzeżesz cieni (nie)
Polski sen - znaleźć pracę na biurku
Żeby cię stać na whiskacze i
Jakieś parę sztuk pudru gdy niebo płacze
To gra na tych pokrywach od kubłów
A uśmiechnięty żebraczek zbiera na
Żarcie dla kundlów
To może tęgo zaboleć, jeśli otworzysz powieki
Ale to szczerze pierdolę
Bo ten sen nie jest zbyt lekki
Imperium kurzu i monet
Jakichś wspomnień i przekmin
I jeszcze strzępy sumienia
Którego moc ktoś już przeżył
Chciałbym rodzić się co noc
Niczym z popiołu feniks
Pośród upadłych aniołów i apostołów tej ziemi
Bo czego bym nie uczynił
To i tak nic nie zmieni
Dopóki lub niemoc nie zaleje nam źrenic
Jak penis liczę zyski i
Straty żeby osiągnąć cele
Wszystko chyba mi już starczy
Chociaż wiem że to nie wiele
To co dzieje się w głowie
Nie ma żadnego sensu
Jakbyś szybko tu nie pobiegł
Tam i tak stoję w miejscu (stoję w miejscu)
Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc
(Czemu?) przed świtem idziesz spać
A wstajesz gdy zapada zmrok (hej)
Czemu dziwisz się
Że to co masz trudno docenić (Czemu?)
Wciąż patrząc pod światło nigdy
Nie dostrzeżesz cieni (nie)
Drzewa okrywa szara biel reklamówek i
Łopoczą radośnie na wietrze
Monopol - stan zapomnienia ma
Tu największy szacunek
Pielgrzymi święcą go na jawie i we śnie
Tutaj gdzie dawno nonsens się
Przeobraził w żenadę
I nawet słowo "powaga" brzmi śmiesznie
Żeby przywitać się z mrokiem
Trzeba mieć sporą odwagę
Bo wtedy świt możesz odczuć boleśnie
Na co mi było spisywać te chwile?
Nagle stałem się papieru więźniem
Na co tak głośno, po cichu liczyłem?
Że maznę sobie świat swoim pędzlem?
Niech jasna cholera zabierze poezję
I jakiś szlag trafi cały ten liryzm
Pustka, syfilis i jeszcze stos uzależnień
Bo tego żeście się dziś dorobili
(halohalo, jesteś tam? Ty ty)
Na samym końcu, obejrzysz się wstecz
I uświadomisz sobie (co sobie uświadomisz?)
Że życie zamienia czas na wspomnienia