Guzior - Blackout tekst piosenki (lyrics)
Guzior [Mateusz Bluza] Wrocław, Polska
[Guzior - Blackout tekst piosenki lyrics]
Adamo ma pasy do konta
Usuwa w minutę szlamy z Instagrama
Nadzór moich społecznościowych to
Kawa i xanax
Mówi mi zegarek, zegarek "szósta"
Gdy śmieci na live’ach gadam
Panny mówią, że ładnie
Gdy fioletowieć lima mi zaczną
Ponoć mi do twarzy, to dobrze się składa
Bo wpadam se ostatnio w bójki mam chrypkę
Bo płuca inhaluję wciąż w trasie klimatyzacją
I palę szluczki do pisania i trochę wina
By zasnąć nie nadaję się, obiecuję
Że nie zabrzmię jak porzekadło
Nie znoszę nauczycieli
W maturalnej ujebał mnie łysol z niemca
Liczcie im sekundy
Bo padną w trzynaście jak Jose Aldo
Potłukłem pożółkłe lufki
Bo polski skun mi już nie służy
Ujebałem koszulkę Supreme sosem
Sosem, sosem, sosem, sosem
Sosem, sosem, sosem, sosem, sosem, ty
Byś już leciał prać, a ja to zniosę
Sosem, sosem, sosem, sosem, sosem, sosem
Sosem, sosem, sosem, sosem, sosem, sosem
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
W udawaniu jestem najgorszy, wóda
Valium - jestem najlepszy
Ku awariom zmierzam na ten beef
Rób banknot, rób banknot
Nie chodziło wtedy o kesz mi
Nie wal z dychy, nie rób bidy
Wszystko mam tak pomieszane
Jebie tu gównem, nie Chanel
Podwórkiem obszczanym
A parę pięter wyżej leżę oparty o ścianę
Siema, ziomal, chyba życie chcę zmarnować
Bo już nic nie działa
Ile będziesz restartował
W piramidzie od Maslowa jest narkoman
Proszę ten sarkofag
Chcę tam schować swoje ciało
Chociaż wczesna pora, no ta
To zamach na moje życie
Przysięgam na moje życie
Znowu nic nie robię, znowu żyję byle jak
Znowu chujem wieje, to się zapowietrzycie?
I nie będzie z płuca
Czym krzyczeć, kiedy chcę
Robię i jebać ten biznes
Ja to całkiem opozycja w sensie
Dotychczas moje zatoki odwiedzały
Statki kosmiczne
Moje filmy w kinach nigdy nie gasną
Mam kostki odbite
Bo więcej niż garstki potyczek
Robię bardachę, się tłukę, ja miły!
To nie z mojej winy, to tamci są jacyś
Ja muszę odpuszczać?!
Ja nie myślę chwili, pozdrawiam paluchem
A potem jest kłopot, i gasnę obuchem
I gasnę obuchem
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
To kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama
Kolejny blackout, to kolejna plama