Hary, Quebonafide, Emen - Klisze tekst piosenki (lyrics)
[Hary, Quebonafide, Emen - Klisze tekst piosenki lyrics]
Które z osobna nie znaczą nic
Tak różne - dobre i złe
Ale razem tworzą mnie
Jasno, lekarz, dwie kurwy, pielęgniarz
On już jest gites, chłopie, możesz spieprzać
(spieprzać)
Czemu tu tak sterylnie? I co jest grane?
Aha, nie było pite - było najebane
Pstryk, leżanka, ziomek obok, strach
Bo już wiedzieliśmy, że coś poszło nie tak
Chuj z tym hajsem tylko przytuli ciepły cycek
Bo raczej chłopaki nie płaczą
Chłopaki z baraków niż can't face życie
Róża, majtki, kondomy, pierwszy seks
16 lat i lęk pisze się na medal tego dnia
Wtedy do siły napędowej jak
Dołączył do mnie punk G
Bo piszczała jak G-Funk
Jasno, lekarz, światełko w głowie
I ten łapczywy plan wziąć choć mały oddech
Zastrzyk, który zdejmuje Ci 200 ton z płuc
I ta cicha nadzieja
Że druga strona to jeszcze nie już już?
Mam parę tych klisz
Które z osobna nie znaczą nic
Tak różne - dobre i złe
Ale razem tworzą mnie
Pierwszy blow job, parking, nad nami kamera
Pytam ją czy weźmie do buzi
Nie musiałem nalegać
Wzięła go, a była starsza o rok
Taka napalona, że brałem ją jak za ścianą
Była jej starsza obok
Druga klasa, podstawówka
Ja i dwóch ziomów przed szkołą
Jeden z nich znalazł gazetę pełną nagich kurw
I pierwszy raz widziałem cipkę, cycki
Chuj w kroku stał mi pierwszy raz
Od wtedy świat mi więcej niósł pokus
A trzeci melanż, młody Emen
Ktoś skończył wódkę
Nie poszedłem do sklepu za
Większością mord wkrótce
Dwie dupy mnie ciągną do sypialni - sukces
Może bym został z nimi
Gdyby ta jedna nie była z moim kumplem
Czwarta rano, centrum miasta, ja, ławka
Budzę się, i zimno mi
I łączę fakty - nie miałem farta
Mózg mi uciekł przed północą - standard
Nie wiem w którą stronę był dom i
Coś podkusiło mnie by spać tam
Mam parę tych klisz
Które z osobna nie znaczą nic
Tak różne - dobre i złe
Ale razem tworzą mnie
To zawsze szło do przodu
I idzie tak to dalej
Piję za wszystkie fajne chwile
Które zapomniałem
Jak każdy gnój - negacja i bunt
Parę razy powiedziałem za wiele
Bo chcieli żebym zmienił głos i mówił co chcą
A ja się nie nazywam Jarek Boberek
Życiem rządzą różne kolory to coś
Jak gangi w LA
Na wspomnienie paru historii do dziś
Chodzą ciary po ciele
Pary, hostele, ciśnienie
Pierwszy wers i pierwszy seks
Musiałem znaleźć złoty środek jak
Arystoteles - w niej
Nasze szczeniackie jazdy widzę jak na kliszy
To to pierwsze jeffy, blefy
To małolackie libido
Tonąłem w morzu głupich myśli
Robiąc rybi wzrok
Potem chwytałem się brzytwy jak Sweeney Todd
Memuary, których nie zniszczysz
I nie wymażesz
Pachniała jak Paryż - wiem bo byliśmy tam
Razem mam życie w którym jest pięknie
A nie tylko bywa nawet wtedy
Kiedy jest trudniejsze niż moja ksywa
Mam parę tych klisz
Które z osobna nie znaczą nic
Tak różne - dobre i złe
Ale razem tworzą mnie