Molesta, Marek Dyjak - Człowiek ( Złota ryba) tekst piosenki (lyrics)
[Molesta, Marek Dyjak - Człowiek Złota ryba tekst piosenki lyrics]
Każdy z nich chciał dla siebie urwać kęs
Choć czasami miałem tego dosyć
Trzeba było się tą drogą wlec
Masz do skrzydeł przywiązaną złotą rybę
Jeśli ty odfruniesz serce jej przestanie bić
Słuchaj, ptaku
W klatce nie jest ci najgorzej
Źle jest wtedy kiedy nie chce się już żyć
Pochodzę z miejsca
Gdzie nie trudno jest spotkać
Żalu po stracie, każdą obłudną postać
Gniewu i zazdrości, a niespełnione sny
Gdzieś kryją się po klatkach
Łykając słone łzy
Pierdole ten syf, mam własny front
W walce o lepsze jutro
Trzymam się jasnych stron
Żyję dla chwil, które dodają blasku
Dobra książka, joint, moja ławka w parku
Dopóki nie wpadł tu ten ziomek było pięknie
Zerwał ze mnie uśmiech tą gadką na wstępie
Kto co ćpał wczoraj, kto dostał w mordę
Czyja dziewczyna jest kurwą
Jak dźwignął portfel
Życie jest chujnią, ten to konfident
Nie ma już szczytu
Nie chce tak świata widzieć
Też błądzę w ciemności, ale koniec końców
Urodziłem się po to żeby chodzić w słońcu
Małe psy dopadały mnie po drodze
Każdy z nich chciał dla siebie urwać kęs
Słuchaj, ptaku
W klatce nie jest ci najgorzej
Źle jest wtedy kiedy nie chce się już żyć
Dla nich są ważne tylko hajsu pliki
Molesta niszczy hip-hopu prymityw
Skandal - pamiętasz kto cię wychował?
Działamy na nich jak terapia szokowa
Od razu niszczą zamiast to budować
Trudno jest nawet ich sklasyfikować
Szukają treści, ale jej nie ma
A cena wiedzy to za wysoka cena
Tylko złudzenia i tani entuzjazm
Którego na pewno nie możemy uznać
Ewenement pluje na rap zacofany
Mój plan to pokrzyżować ich plany
My na przekór, nie ulegamy modom
Idąc do przodu wyznaczoną drogą
Kultura dawno udzieliła nam gwarancji
Molesta obniża próg tolerancji
Małe psy dopadały mnie po drodze
Każdy z nich chciał dla siebie urwać kęs
Choć czasami miałem tego dosyć
Trzeba było się tą drogą wlec
Jak Rybiński godzin i lat nie liczę
Kalendarz z kominiarzem wciąż
Pokazuje styczeń
Przeszłość skasowałem pewnej nocy
Tak po prostu
Zostało po niej kilka oczywistych wniosków
Myśli jak ludzie wokół, ciągle się spieszą
Spokój, promienie, piję podwójne espresso
Nie trzymaj za mnie kciuków, to durny przesąd
Jedyne na co liczę - pierwszy ciepły miesiąc
Sprinty na podium? Wolę spacer nad Wisłą
Snuć się po mieście, niż plany na przyszłość
Bez celu, w nieznane, słuchając snów i serca
Kciukiem o środkowy tak zwątpienie uśmiercam
Mam zrobić krok w tył, to raczej księżycowy
By za kilka chwil zrobić
W przód siedmiomilowy
Bliżej słońca, ideału wierny sługa
Chodzę z głową w chmurach?
Tak! I wierzę w cuda
Małe psy dopadały mnie po drodze
Każdy z nich chciał dla siebie urwać kęs
Choć czasami miałem tego dosyć
Trzeba było się tą drogą wlec
Armagedon to szybka zagłada
Kto wpada, nie wychodzi taka jest zasada
Bogaty, biedny, zdrowy i chory - razem po
Kolei do gazowej komory
Ukarani przez siebie, bo stworzyli te stwory
Armagedon - ludzkiej nienawiści i głupoty
Dopiero teraz zaczynają się kłopoty
Bo nikt nie przewidział ruchów tej istoty