Peja - Kontrargumenty tekst piosenki (lyrics)
[Peja - Kontrargumenty tekst piosenki lyrics]
Właśnie tak
Bo wziął ten mikrofon w swoje dłonie
I przejmuje nad nim kontrolę, wszyscy czekali
Na bieg wydarzeń więc ja teraz pokażę
Gdzie jesteś kurwa Tedzik?
Pisz te dissy, wracaj z tych wczasów
Masz do czego wracać?
Kurwa, heh, z drzewem do lasu?!
(Pow! Pow! Pow! Pow, Pow! Pow! SLU)
Patent na promocję płyty –
Opierdolić całą scenę
Myślał: "Scena nie odpowie", a tu nagle szok
Zdziwienie! Myślał: "Ryśka obrażę"
I że ujdzie mu to płazem
Myślał: "Ryśka ośmieszę" – zdoła
Przez to kabzę nabić
Tylko twój kierunek działań może bardzo
Szybko zabić twego ducha
(On już trupem) Czas na twoje zwłoki, panicz!
Ra ta ta ta Errata to Tedego gwóźdź do trumny
Tede – typ bezrozumny
Masz przeżarty chemią umysł
Panie brauniarzu
Pamiętasz swój pierwszy detoks?
Ilu przez aluminium po srebro sięgnęło
Bo opatrznie zrozumieli treść
Którą się podzielił
(Powiedz, dobrze jest ci?) Chciał wygrać
A spierdzielił więc nawijaj se o felgach
To dla fanów twych obelga
Wiem, że masz ich gdzieś liczysz kasę
Dla niej klękasz
Ty miałeś te problemy, skąd brać te PLN-y
Od taty z kieszeni
Przecież wszyscy o tym wiemy
Więc nie kłam w żywe oczy
Zawsze miałeś w chuj bejmów
Czy to nie twój tatuś
Był szefem kancelarii sejmu?
Gdzie spałeś, gdy był remont? W twoim domu
Ty ofermo kimał w sejmowym hotelu
Pieścił marszałkowskie berło
W koronie perło czego szukasz na ulicy?
W samochodzie od rodziców wkurwię się
– zostaniesz z niczym
A może któraś z ekip cię
Naliczy i już kwiczysz
Nie zostanie na fiskusa
Z którym nie chciał się rozliczyć
Pytasz, gdzie są argumenty? Prośba
– wsłuchaj się uważnie
Wiesz, na czym diss polega?
Żeby pojechać cię bardziej
W twoich oczach widzę strach
Ja zwyczajnie tym gardzę
Taki z ciebie twardziel
Gdy masz klucz zapchany szpachlem?
Spowiedź w CGM, nerwowy na tłumaczącej
Pogrążę cię bardziej, uderzę jeszcze mocniej
Jedziemy z tym koksem
Lecz to nie Szymon Majewski
To frytki na pół stołu, a nie gówniane kreski
Co żeś narobił w Szczecinie
Gdy na free typ cię obrażał?
Oplułeś go na scenie i kazałeś mu przepraszać
A podobno mój występek cię żenuje i przeraża
Nie pamięta
Jak sam był nie lepszy – tak się zdarza
Branżowa dziwka – oto twoja nowa ksywka
Bo wchodzisz w każdy deal
Bo muzyka to przykrywka
Zero przesłania w tekstach
Które kładziesz na bit
Czyżbym się mylił? Potrafisz
Ten błąd naprawić?
Tej, panie Nastukafszy – wtedy
Ludzie cię słuchali tylko jak to zmiksowali
Skoro nie słychać wokali?
Ile z Kozakiem wyćpali? O
To trzeba spytać Krzyśka
Kupił tobie 4Runnera, taki z ciebie bystrzak
A bez wsparcia starych – pizda
Nie potrafiłby zaistnieć
A ja, ulicy dziecko, mam ten level
Stoję wyżej
Moi fani to ogry? O kochany, tu się mylisz
Wyzywasz od debili łysych, dojebanych
(Kill'em)
Czyżby pozazdrościli iście sportowej formy
Bo sam przeogromny, nie potrafi formy zrobić
Zdziwiłbyś się, ilu ludzi stoi za mym rapem
Nie znasz moich fanów, oni zamkną tobie japę
Cytując moje wiersze, tyś podobno Pan Tedeusz
(Yo yo, yo yo yo yo, yo) To słabe, trenuj
Pytasz, gdzie są argumenty? Prośba
– wsłuchaj się uważnie
Wiesz, na czym diss polega?
Żeby pojechać cię bardziej
W twoich oczach widzę strach
Ja zwyczajnie tym gardzę
Taki z ciebie twardziel
Gdy masz klucz zapchany szpachlem?
Spowiedź w CGM, nerwowy na tłumaczącej
Pogrążę cię bardziej, uderzę jeszcze mocniej
Jedziemy z tym koksem
Lecz to nie Szymon Majewski
To frytki na pół stołu, a nie gówniane kreski