Peja, Bezczel, Glaca - Martwa muzyka tekst piosenki (lyrics)
[Peja, Bezczel, Glaca - Martwa muzyka tekst piosenki lyrics]
Tak bardzo chciałem żyć
Chciałem czegoś więcej
Jedno słowo, jeden dzień
To moich ludzi sen, uwiecznić słowa
Ożywić słowa, głos nadziei, rewolucji cień
Dziś rapowy ortodoks robi rozróbę, weź szlugę
Postawy ciosane srogo
Kiepski przeczuwa zgubę
Na ulicy i klubie RPS solo produkcje
Cztery lata trzeźwości
Czwarty album na półce
Konsekwencje moich działań wprawiają
Słuchacza w amok i wciągają rap nosem jak
Watahę wciągnął Bangkok
Oczywiście jakiś gamoń szkodzi
Niewiele wskóra bo mój rap ma siłę niczym
Wzbogacone Uran hura witam
Poznań, stestuj tu zrodziła się kultura
Od lat ten wokal w
Autach i przejeżdżających furach
Mówią, że pomagam ludziom na bicie
Żadne odkrycie bo jestem debeściakiem dla
Ludzi znających życie
Robię nadal to co kocham
Nie robię z siebie Boga z charakterem jak w
Casablance Humphrey Bogart
Wiem, że się spodoba przeze mnie obrana droga
Martwa muza odżyła ze mną
Nie stracisz chłopak
Moja droga, moje bijące serce
Tak bardzo chciałem żyć
Chciałem czegoś więcej
Jedno słowo, jeden dzień
To moich ludzi sen, uwiecznić słowa
Ożywić słowa, głos nadziei, rewolucji cień
Zapytano o miłość mojego życia
Mówię: Moją pierwszą miłością była muzyka
(uwierz)
Jest nią do dzisiaj i zostanie nią forever
Krople deszczu lecą za oknem
Jak łzy na pogrzebach
Wciąż oddycha chociaż to już stan agonii
A ponoć taka silna jest i się sama broni
Kurwa bez niej nie istnieję lecz nie
Znaczy dla niej nic to
Znowu antydepresanty zapijane czystą
I ta pieprzona samotność po zmroku
Raz nie wyskoczyłem przez nią omal
Przez okno w amoku i nawet nawijać nie muszę
O tym jak alkohol oszust zabija Ci duszę
Umarła wena, przysypie ją ziemia dziś
Martwe wersy na do widzenia i nie ma nic
Samotny wdowiec co na amen zostanie z muzyką
Czwarta nad ranem, wersy same się piszą
Moja droga, moje bijące serce
Tak bardzo chciałem żyć
Chciałem czegoś więcej
Jedno słowo, jeden dzień
To moich ludzi sen, uwiecznić słowa
Ożywić słowa, głos nadziei, rewolucji cień
Śniłem najczarniejszy koszmar
Którego nie chciałbyś przeżyć
I pociłem się jak kukła
Reagana w klipie Genesis, tracisz etat
Śmierć komiwojażera, odebrana nadzieja
Żyć tak się nie da (nie)
Lepszego życia dealer jak Paluch
Znam takich paru
Co wybiorą Bahamę od kilku w bramie browarów
Dla mnie życie to nałóg
A kiedyś barłóg wnioski
Dzisiaj facet dorosły
Nie dziecko specjalnej troski
A Ty wiecznie narzekasz
Tylko wkurzasz mnie mistrzu
Odwiedź bezdomnych w schronisku
Konających w hospicjum
A wnet poznasz czym cierpienie
Przestań wyolbrzymiać pysku
I w zderzeniu ze śmiercią słowo
Problem włóż w cudzysłów
I spiesz się powoli nawet
Jak się rozpierdolisz
Będziesz czekał na swą szansę
Jak na Kubicę bolid
Poznałem wielu raperów za
Sprawą uścisku dłoni
Kilku z nich nazwę braćmi
Reszta to zwykli znajomi
Moja droga, moje bijące serce
Tak bardzo chciałem żyć
Chciałem czegoś więcej
Jedno słowo, jeden dzień
To moich ludzi sen, uwiecznić słowa
Ożywić słowa, głos nadziei, rewolucji cień