WWO, Kosi - W.D.C.S.D. kończy tekst piosenki (lyrics)

[WWO, Kosi - W.D.C.S.D. kończy tekst piosenki lyrics]

Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Wszystko złe, co się kończy źle, co za dzień
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Wszystko złe, co się kończy źle, co za dzień

Nigdy nie jest tak źle
By nie mogło być gorzej

Mój styl życia – słowiański nie zachodni
W Warszawie upał
Będzie ze czterdzieści stopni
Słońce, duże natężenie korków
Do tego widok bromb z twarzami potworków
Omijam je, wkurwiony od wtorku
Żaden ruch intratny się nie trafił
Tym się nie będę martwił, o kurwa!
Dzwoni telefon, pewnie długobiorcy
W tym czasie trąbi jakiś typ z twarzą dozorcy
Bo uważa, jak ma furę i się spieszy
To jest lepszy? A ja to pieprzę po zebrze
Druga strona ulicy: kaleka żebrze


Nie mówiąc dalej o czerstwówie w metrze
Wychodze stamtąd na powierzchnie
(Wreszcie, wreszcie)
Co za dzień? A może temat bezsprzeczny?
Okular przeciwsłoneczny zakładam
Idę dalej przed siebie bez namysłu
Nie postradałem jeszcze zmysłów
Tak powiadam na przystani siadam na moment
Dzwoni do mnie ziomek
Widzę list gończy, a brakuje rozpiski
W rozmowie przeszkadzają mi piski
Fury jakiegoś wariata, układa się historia
Bo myśląc, co dalej robię, przypominam sobie
Że byłem umówiony i znowu wkurwiony
Cały dzień nie może być stracony (Nie)
(Nie może być stracony
Nie może być stracony)

Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Wszystko złe, co się kończy źle, co za dzień

Nigdy nie jest tak źle
By nie mogło być gorzej

Feralnie już w niedzielę
Nocne wyjście w terenie zwieńczone panelem
Krótki sen
Nowy dzień i od rana na chaosie działam
Ruszam bez śniadania szybkim krokiem
Prawie doganiam 708
Szofer drzwi zamknął mi przed nosem
Kłopot dla mnie? Owszem
Taryfa kosztuje krocie – ja
Nie śmierdzę groszem czekam naście minut
Potem już w samolocie ścisk
Zajęty każdy fotel
Typ śmierdzi potem – gorąc dziś
Chce mi się pić – wszystko to pół biedy
W myślach klnę, spóźnię się jak nic
A wtedy sam na tym stracę
Południe tymczasem
Zastanawiam się Wilsona idąc placem
23 lata za pasem
Może powinienem mieć żonę, stałą pracę
Własny wóz? O literach myślę już, sięgam
Po markera – kurwa, wylał tusz
Co za dzień, co i rusz pech mnie spotyka
Jest pospieszna bryka
Wrogie spojrzenia – Warszawiaków specyfika
Teraz Chmielną pomykam obok atlantika
Czuję skuna, znajomych spotykam, szybki buch
Dzięki, styka podleczy mnie zapieta
W kieszeni ostatnia moneta
Byłem pewien, że to pięć, a to jeden zeta
Nie przejmuje się
Przemierzam deptak wnet policja
Dopadli mnie bandą, danych dyktando, wiskando
Choć wiem, że nic nie znajdą
I tak wkurwiam się
Jedyne, co cieszy mnie – tager w tle – JWP
Co to znaczy – wiesz, jeśli nie – dowiedz się
(Dowiedz się, dowiedz się)

Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Wszystko złe, co się kończy źle, co za dzień
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Wszystko złe, co się kończy źle, co za dzień

Nigdy nie jest tak źle
By nie mogło być gorzej

Najedzony do syta
W kieszeni flota w grubych plikach
Obok Master, Visa, AmEx – nie pytaj
Bo to sen
Jaki sens ma więc to, co mówię? Sam wiesz
Obok Z3 Beta czekaj, czy to nie ta sztuka w
Środku siedzi z reklamy Palmersa?
Przecież widzę ją codziennie
Kiedy mijam Supersam
I budzę się, zapadam w chwilową próżnie
Niechętnie się podnoszę i obracam żaluzje
Za oknem biura, centrum, samochody
Instytucje spieszący się przechodnie
Próbujący się nie bać
W kraju, gdzie na jeden
Banknot przypada czterech
Co chcą go zajebać alarmy bez przerwy
Winda się zacięła między
Parterem a pierwszym, nerwy
Chyba gdzieś zgubiłem klucz do Gerdy
Ostatnie blachy dwie, gorąco, pić się chce
Automat z colą – sami wiecie
Że czasami się pierdolą
Zeżarł mi monetę, dostał kopa
Już myślałem, że wypadnie mi sześciopak
Co za niefart mnie dopadł – psy
Spisywanie, wczuci w swe zadanie
Jak na ekranie
Co się jeszcze stanie, co za dzień?
Narzekanie nic tu nie da, wiem
Obok mnie typek nie zrobił sekwencji
Ja idę przecież bez złych intencji
Jak u Mor WA ironia losu sił nie szczędzi
Zawzięta
Bo gdybym szedł sprzątnąć prezydenta
To byłoby spokojnie tak jak w święta
Wbitka do tramwaju
Ledwo drzwi się zamknęły – kanar
Nie przyciąłem, choć ta japa jest mi znana
Przez pierwsze trzy pytania olewam chama
Później światła, wybitka
Awaryjne otwierania, kocioł
Jak w dziecięcych czasach
Przy pasach – saluto – znów władza
W czym ja im, kurwom, przeszkadzam?
Droga jeszcze długa, zajaram szluga (Ostatni)
Ledwo zapaliłem
Zgadnij co – najstarszy z patentów
Mój dyliżans już wyjechał zza zakrętu
Wbitka, na przedzie jak zwykle dom starców
Powoli się przeciskam na tyły pojazdu
Na przegubie zajebiste dwie turystki
Jedna się nachyla tak, że widać cycki
Druga siedzi rozkraczona
Pokazując wszystkim na zakrętach
Jaką ma bieliznę, uśmiechnięta
Omawia jakiś biznes, widać, że lubi fitness
Ja zerkam na ulicę – korki jak zwykle
Stoję chyba już godzinę
Na następnym przystanku się zawinę
Koleżkę wydzwoniłem, z którym się umówiłem
Wtedy głosowa poczta pożera mi ostatni kredyt
Zębów zgrzyt co to za czarna seria?
Tylko spokojnie, wkurwia mnie już jap galeria
O, ktoś dzwoni do mnie! Padła mi bateria

Nigdy nie jest tak źle
By nie mogło być gorzej

Ej siemasz siemano, siemano
Yy, dzwonił Kosi, jest bryka
Człowieku, jedziemy kurwa, wybijamy się
Krótko, zwięźle, na temat
Załatwione wszystko, hm?
I elegancko, zawijamy

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować