27.FUCKDEMONS - ROZPACZ tekst piosenki (lyrics)
[27.FUCKDEMONS - ROZPACZ tekst piosenki lyrics]
I rozdzieleni na pół, te
Jebane odwyki, poczekaj, stój
Musisz serio ze mną zostać
Nie potrafię więcej czuć, ale kiedy
Będziesz obok wszystko zmieni, kurwa
Znowu swoją postać
A przede mną jakiś duch, który mówi, że
Już konam i nie czuję swoich nóg
Jesteś offline
Już mnie męczy to jak chuj, ale czekam
Kiedy znowu będziesz mogła mnie zabijać
No i kochać
Krzyczymy sobie do gardeł
Dzisiaj chyba nie zasnę
Jutro pewnie też nie
Z każdym dniem coraz bardziej
Nienawidzę w chuj czasu, bo zabrał mi Cię
Ratuj musimy zwiedzać piekło, po to
By dojść do raju
Nowe dziary na ciele przypominają Ciebie
Są zrobione na żyłach, bo żyję Tobą szczerze
Mam wyjebane w innych, co mówią tępe pizdy
Oni nie zrozumieją, co w życiu przeżyliśmy
A Ty bądź, a Ty bądź moją jebaną ucieczką
Od moich wszystkich paranoi
(moich wszystkich paranoi)
Bądź mym powodem, by nie zdechnąć
Bądź, proszę, nie mów, że się boisz
Bo już za dużo widzieliśmy, mogę umrzeć
Jeść i skoczyć za Ciebie do tego dna
Chociaż wiem, chociaż wiem, to
Wszystko tak pojebane, ale taki był mój plan
Czuję pierdoloną rozpacz
I rozdzieleni na pół, te
Jebane odwyki, poczekaj, stój
Musisz serio ze mną zostać
Nie potrafię więcej czuć, ale kiedy
Będziesz obok wszystko zmieni, kurwa
Znowu swoją postać
A przede mną jakiś duch, który mówi, że
Już konam i nie czuję swoich nóg
Jesteś offline
Już mnie męczy to jak chuj, ale czekam
Kiedy znowu będziesz mogła mnie zabijać
No i kochać
Zapisz mój numer na ręce i
Zadzwoń do mnie z odwyku
Kilka miesięcy bez Ciebie
Na zawsze bez narkotyków
Spędzam jebany sylwester jeszcze
Przy moich ziomalach
Chcę wiedzieć, co tam u Ciebie, chcę
Żebyś spokojnie spała
I nie mam wcale pretensji
Też byłem w chuj bardzo głupi
I ciężko patrzeć
Jak bracia wydają na dragi stówy
Ale ja nigdy nie brałem i nigdy, kurwa
Nie będę jak dałbyś mi jakiś towar
Złamaliby Tobie szczękę
A Ty bądź, a Ty bądź moją jebaną ucieczką
Od tego jebanego świata
(tego jebanego świata)
Bądź mym powodem, by nie zdechnąć, bądź
Kiedy ja już nie ogarniam
Ta i słuchają tego ludzie, którzy
Czują dokładnie te same uczucia, co ja
Spoko, mordo, Cię rozumiem, ja
Sam teraz szlocham, pojebany
W moim domu sam (co, co?)
Czuję pierdoloną rozpacz
I rozdzieleni na pół, te
Jebane odwyki, poczekaj, stój
Musisz serio ze mną zostać
Nie potrafię więcej czuć, ale kiedy
Będziesz obok wszystko zmieni, kurwa
Znowu swoją postać
A przede mną jakiś duch, który mówi, że
Już konam i nie czuję swoich nóg
Jesteś offline
Już mnie męczy to jak chuj, ale czekam
Kiedy znowu będziesz mogła mnie zabijać
No i kochać