Bisz - Molloy tekst piosenki (lyrics)
Jarosław Jaruszewski
[Bisz - Molloy tekst piosenki lyrics]
Pomyśleć, że nagrałeś kiedyś tu płytę dekady
Nie mam czasu na nic i
Wszystko robię byle jak
I tak się skończyć ma ta pierdolona Odyseja?
Kłócę się z Karoliną
Bo pośpiech zabija bliskość
I wiem, że będzie dobrze
Ale raczej nie za szybko
Tysiąc myśli, kiep w dłoni
Kiedy go zjarałem? To w sumie dobra metafora
Tego czym się stałeś
Na ślepo wycinam minuty jak maczetą w dżungli
Tysiąc spraw
Zapierdalam żeby się nie spóźnić
Pomyśleć, byłeś wilkiem, mogłeś dużo więcej
Chuj z tym
Sam wybrałem żeby być tygrysem średniej półki
Słucham Kendricka
I nie możesz znów się pozbyć żalu
Rozdrapując pierdolone resztki potencjału
Choćbym się obył bez
Wszystkiego potrzebuję czasu
Wszystko co w tym życiu
Dobrego potrzebuje czasu a czas to pieniądz
Też mam nominały na zegarku
Od chałtur do chałtur, małpi gaj
Pojebany parkour biały wieloryb sceny
Ale harpun tkwi już w karku
Gdy Tośka podziwia tęczę ja
Myślę o złotym garnku
Lecz w rapie nie sprzedałem chwili
To jest sanktuarium
Choć wolność miała oceanem
Być starczy akwarium starczy szklanka
A jak będzie trzeba starczy kropla
Lecz musi czysta być jak
Łza wylana w emocjach to kosztuje mnie dużo
Dla ciebie to tekst do bitu
Współczesny świat to wcielony
Koszmar neurotyków
Mój nerwowy układ co dzień jest
Jak pies w sylwestra
Wrażliwość wysoka tak że Baumgartner
Wolałby nie spaść liczyłem siwe włosy
Dziś liczysz ostatnie czarne
I nie wiesz ciągle dokąd iść
Więc odwiedzam market
Wciąż udaję greka sącząc to czerwone wino
Moje życie - kino
A napisy już zaczęły płynąć
Jak inflacja rośnie bęben i cholesterol
W lustrze widzę zmęczoną gębę i czuję niemoc
Stres siada mi na banię i pobiera haracz
No bo mieszkanie dziś kosztuje
Tu stodołę siana a chcemy większe
No bo marzy nam się drugie dziecko
K nie wejdzie z dwójką na
To kamieniczne piąte piętro
Bez windy, życie to schody, córuś, zapamiętaj
Świat sprowadzić do parteru chce Cię
Lecz zdobywaj piętra
Rób co kochasz, bo stajemy się tym co robimy
Wielkie zamiary mają wszyscy
Trudniej znaleźć siły
Zachowaj trochę siebie dla siebie
I dla rodziny bo lepiej mieć poczucie żalu
Niż poczucie winy
Dzwonię do mamy, rozmawiamy i pozdrawiam ojca
Miłość nie potrzebuje słów, męska psychologia
I wciąż wypieram prosty fakt
Że kiedyś ich zabraknie
I literalnie gdy to piszę łza kapie na kartkę
Znowu się chowam za kamieniem
Żeby nie zwariować
Znalazłem tu schronienie, nie wiem czy Syzyf
Czy robak wybierz sobie co chcesz
Mnie już choćbyś chciał nie dotkniesz
Drzwi zamknięte, wyfrunąłem uchylonym oknem
Czegokolwiek tu nie powiem życie to monolog
Musisz się zmierzyć z tym
Rodzić się i umierać solo
Nie czekam na nic choć jak
Beckett piszę wciąż Molloy
Każda historia to rozczarowany most Mollo
Choć świat cały zwędrowany nosisz
W sobie dużo większy
Na twych mapach czarne plamy
Musisz sam wydeptać ścieżki
To że nie wiesz dokąd iść znów
To na przyszłość dobra wróżba
Swego celu nikt z okrywców w
Snach najśmielszych nie przypuszczał
Horyzont przed tobą skrywa
Plany dużo szersze, dalsze
Rozdział za sobą zamykasz, ale
Morze jest otwarte, otwarte