Buka - Tracę Tlen tekst piosenki (lyrics)
[Buka - Tracę Tlen tekst piosenki lyrics]
Czasem nie, w pogoni ubezwłasnowolnionych
Odnaleźć sens, moja przystań
Ten wers to łatwizna
Stąd zbiec - najtrudniejsza część)
Pierwsze nagrywki na dyktafon
Strasznie słaba jakość jakiś bit z głośnika
A liryka i tak nic prócz żałość
Straszny chaos, lecz to miało klimat
Minął jakiś czas odnalazłem siłę w rymach
By móc teraz to opisać kartka, pisak
Gdzieś skitrany zaczynałem pisać
Speniany, że ktoś to przeczyta
Żal w zeszytach
Wyrzucany z każdym dniem, potem cecha THC
Mnie dopadła monotonii cień i kacze wiadra
Dzień za dniem, w końcu tlen mi odebrała
Pięć lat wyjebane z CV, a teraz się ogarniam
Wracam do rzeczywistości powoli
Choć już rzucone kości
To nie koniec, trzeba przestać trollić
Czasem stoję na balkonie i palę papierosy
I mam dosyć, patrzę na
Nich z góry, karykatury, i głąby
Myślę wtedy co tu zrobić
By do nich nie dołączyć
Stać z boku być autorem
Nie aktorem swego losu
Teraz już sam nic nie wiem
Nie wiem, nie wiem, co jest moim celem
Nie wiem, czy istnieje ten element
Nie jestem pewien
Jakoś tak wspomnienia się mieszają
Nie wiem zanikają, całą chmarą nawarstwiają
Gdzieś unoszą się jak balon w chmurach
Chciałbym znaleźć się na nim i umieć fruwać
Chciałbym wyrzucić z bani
Te latami trzymane gówna
Co jak pluskwa, od środka przez płuca
Mnie niszczą
To prosta symbioza, przeciwko tym zgliszczom
Chciałbym poczuć się wolny
Wreszcie przejść się gdzieś po lesie
Sam bez ludzi i bez strachu
Pomału dogonić czas lecz on dalej tyka
Chciałbym być szczęśliwy, jeden wyścig wygrać
Nie ma miejsca dla wrażliwych
W świecie bydlactw
Tracę tlen, czasem wiem, że może go odzyskam
Czasem nie, w pogoni ubezwłasnowolnionych
Odnaleźć sens, moja przystań
Ten wers to łatwizna
Stąd zbiec - najtrudniejsza część
By dalej biec
Tracę tlen, sens, ale dalej żyję
Zobacz, chodzę po planecie
Przecież wśród linijek
Tak zdobywam nieśmiertelność
Bo zawsze przetrwa piękno
Nawet kiedy ta planeta zamieni się w Piekło
Czuję to tętno
A świat się trzęsie dążąc po berło
Drąży się wiertło w bezsensie
Zaporą człowieczeństwo, zakazany owoc
Ponoć stracił moc w społeczeństwie
To złość i mną trzęsie stop, znowu spięcie
To czemu tak jest, czemu tak jest nie wiem
Dobro i zło wszystko to jest jak jeden dom
I rodzina, gdzie ojciec pijak, a matka anioł
Plus i minus, myśli się uzupełniają
Cały świat kumulacją, to taki koktajl
Trochę zła i troszeczkę dobra
Tracę tlen, czasem wiem, że może go odzyskam
Czasem nie, w pogoni ubezwłasnowolnionych
Odnaleźć sens, moja przystań
Ten wers to łatwizna
Stąd zbiec - najtrudniejsza część