Bezczel, Chada, ZBUKU - Lęki tekst piosenki (lyrics)
[Bezczel, Chada, ZBUKU - Lęki tekst piosenki lyrics]
Rozmawiam z demonami
Złapały mnie w swoje kleszcze
Mam to jak Chada i Bezczel
A jestem sporo młodszy
I tylko ten jeden Bóg wie jak
To się tu dla mnie skończy
Zaklęcia, voodoo, klątwy to czarna magia
Która wciąż mi nie pozwala wydrapać
Się z tego bagna
To prawda, to szczera prawda
Jestem na smyczy
I myślę tak o tym wszystkim gdy
Siedzę po ciemku w ciszy
Choć wewnętrzny głos krzyczy
Ja wcale nie słucham
Znów wlewam zimną wódkę
Którą poprawiam do bucha
Już chuj nawet w te płuca
Mam swoje alter ego
Które każe wciągać kreski i
Wciąż namawia do złego
Mało tego, siedzę z kolegą i jest mi dobrze
I tak czuję
Że ten melanż zakończy chyba mój pogrzeb
Tylu ludziom pomogłem
Powiedz jak sobie pomóc
Najgorsze, że te lęki najczęściej
Nachodzą w domu
Wrażenie mam jakbym leciał
W otchłań ciemności
Zatracam z rzeczywistym światem
Nie potrafię się wyrwać ze szponów niemocy
W głowie głos, nie chcę tak skończyć Boże
Z góry umysł, z góry myśli
Będę walczył do utraty sił
Nadal nie mogę usnąć
Ciężar myśli mnie przygniata
Brakuje tchu z nut, co za koszmar
Zimnego potu krople spływają mi po skroniach
Dziś dokucza mi niepokój i
Nie dostrzegam słońca
I choć nie ma tu nikogo obok
Czuję jakby ktoś mnie trącał
Znowu nie śpię, patrzę w sufit
Bracie widzę tylko ciemność
Pieprzone demony znowu straszą
Mnie od wewnątrz ściszam to, wciskam stop
Zewsząd zagrożenie czuję
Boże drogi, boję się
Że to mnie w końcu zdominuje
Stoję na rozstaju dróg i czekam co się stanie
A do tego jeszcze nie
Opuszcza mnie to skrępowanie
Chory stan, nie ma co
W dali coś tam szepcze miasto
Biorę łyk powietrza lecz i
Tak nie mogę zasnąć
Nic nie jestem w stanie zrobić
Czuję ten cholerny dramat
Nie pomogą tu żadne półśrodki, waleriana
Dręczę się, czuję lęk, wszystko źle oceniam
Chociaż sytuacja nie ma wcale
Znamion zagrożenia to
Pocę się, mam już dość, męczę się człowieku
A na domiar złego drażnią
Mnie zakłócenia oddechu
Zazwyczaj kołyszą do snu
Ale nie dzisiaj na pewno
Na koniec zawsze zostają one dwie
Cisza i ciemności
Czy to jeszcze noc, czy to już prawie dzień
Czy to kurwa rzeczywistość
Czy tylko na jawie sen
David Lynch, nerwy w klin
Czy to ja jeszcze wciąż
Nic tak jak paranoja nie
Potrafi w kleszcze wziąć
Roznosi się ciche echo
W krętych agonii ulicach
Demony są za blisko żeby teraz o nich pisać
Anioł Stróż dzisiaj o mnie nie pamięta
Chociaż składam do modlitwy dłonie
I pokornie klękam
Noc nie daje snu znów, cierpię na insomnie
W lękach martwej ciszy krzyk
Który tak potwornie nęka
Błądzę po swoim umyśle, słyszę tam głosy
Moje życie to wielki kawałek gówna, mam dosyć
Mój wewnętrzny głos prosi -
Weź o siebie zadbaj
Ale to wciąż trudniej zrobić niż powiedzieć
Prawda