Pezet, Dizkret, Stasiak, Praktik - Jedno życie tekst piosenki (lyrics)
Pezet [Paweł Kapliński] Warszawa, Polska
[Pezet, Dizkret, Stasiak, Praktik - Jedno życie tekst piosenki lyrics]
Lecz właśnie dziś to prysło
Wyszedł z domu z walizką
Nie mówiąc nic szybko zostawił list Matce
Który później znalazła w szafce
Zalały łzy twarz jej
Czytała kilka razy uważnie
"Droga Mamo, przepraszam
Ale tak być musiało
Za parę godzin zadzwonią
Że znaleźli moje ciało ty wierzysz w niego
Więc widocznie Bóg tak chciał
Że moje światło już nie
Świeci wśród świateł miasta
Chciałem zadbać o to, by wykorzystać to, co
Daliście mi kłopotem było to, że byłem idiotą
Wpadłem w wir tych chwil
Pieniądze były mym powietrzem
Oddychałem nim, zajęty losem swym w najlepsze
Na pierwsze miejsce zabawa
Szkoła na drugi plan
Mówiła cała Warszawa o tym, że długi mam
Ze złymi ludźmi zadarłem, musiałem robić
Co chciał ten którego znaleźli rankiem z
Poderżniętym gardłem
Nie miałem innego wyjścia
Chyba już się domyślasz
Że to ja byłem tym tam, który zabił
By żyć jak
Każdy człowiek niewinny, rodzina i praca
To koniec mej życia linii, przepraszam"
Jeśli masz start, masz w życiu coś ważnego
Wiesz?
Jeśli nie, to masz czas – nie zmarnuj tego
Ej jest jedno życie, wiele szans, biegniesz
Dziś mamy rap
Lecz życie nie jest filmem z happy endem
Spędzał czas przykładnie z rodziną
Zanim zaginął
Siedział twarzą w twarz ze świnią w Rio
Starych bawiło to
Palił, chał wino, potem kasyno, poker
Rzucił hokej, ufał jej na wyrost
Choć gubił flotę
Nocne kluby, hotel i balangi
Na wylot walił heroiną
Mówił: "To katharsis!" albinos
Łatwo było go więc rozpoznać
Złota blinda? Ćpunom mówił: "Wiesz
To tombak jest"
Lombard, wymiana złota na hajsy, fanty
Nokia, stereo, Sony, Hi-Fi, joł
Brązowa śmierć z jego białych źrenic
Do zoba, wiesz
Mówił: "Spotkamy się na tamtej ziemi"
Mózg jak ozon dziurawy gdzie nocą bawił
Nie wiedział nikt, po co zabił – trzy ofiary
Mafioso z Pragi, graficiarz
Przy nim aerozol, dragi i jakaś siksa
Jeansy baggy, cannabis dla niego koniec
List zostawił
Na krawacie ojca zawisł na balkonie
Jeśli masz start, masz w życiu coś ważnego
Wiesz?
Jeśli nie, to masz czas – nie zmarnuj tego
Ej jest jedno życie, wiele szans, biegniesz
Dziś mamy rap
Lecz życie nie jest filmem z happy endem
Nie czuł się dobrze tu, miał dość i w zamian
(Tak)
Pomyślał, że pojedzie do ciotki w Stanach
Od Polski z dala żyć chciał, zostać
I nie myślał o powrocie nawet
Najpierw dostał wizę
Potem sprzedał wszystko, żeby mieć na start
(Tak) dwa dni przed wylotem przestał spać
Nerwy puściły mu
Całą noc w zdjęciach grzebał
Potem przespał cały długi lot zza ocean
Wylądował na JFK sam, z jedną torbą
Liczył na rodzinę, myślał, że mu pomogą
Dali mu spać przez tydzień i ani dnia dłużej
Mieli go za nic, był dla nich intruzem
Kiedyś był elegancki, chodził w marynarach
Teraz w brudnym T-shircie mył gary w barach
Kiedyś był kimś
W Polsce skończył studia nawet
Teraz w nędznej knajpie był popychadłem
Załamany, kontemplował życie przez noce
W dusznej, zapyziałej klicie bez okien
Nic się nie zmieniło po rocznym trudzie
To to samo obce miasto i obcy ludzie
W końcu poznał dziewczynę na
Imprezie dla Polonii przyjechała z Łodzi
Miała pracę – sprzątała domy
Miał z kim pogadać, zaczęli się spotykać
Zaszła w ciążę, on każdej pracy się chwytał
I tak leciała historia miłosna
Stałą pracę dostał, mył okna w wieżowcach
Z najwyższych budynków patrzył na miasto
Miał co jeść i gdzie spać
Łatwiej było zasnąć
Szło im jakoś, cieszyli się stałą pracą
Ale na kilka dni zanim skończyło się lato
Źle sypiać zaczął, i już tak się czuł nieraz
Wychodząc z domu, miał robotę w dwóch wieżach
Miał przyjść na obiad, ale nie wrócił
Ich sen skończył się, cały świat o tym mówił
Jeśli masz start, masz w życiu coś ważnego
Wiesz?
Jeśli nie, to masz czas – nie zmarnuj tego
Ej jest jedno życie, wiele szans, biegniesz
Dziś mamy rap
Lecz życie nie jest filmem z happy endem
Jeśli masz start, masz w życiu coś ważnego
Wiesz?
Jeśli nie, to masz czas – nie zmarnuj tego
Ej jest jedno życie, wiele szans, biegniesz
Dziś mamy rap
Lecz życie nie jest filmem z happy endem