Fama Familia - Miałem sen tekst piosenki (lyrics)

[Fama Familia - Miałem sen tekst piosenki lyrics]

Miałem sen, siedzę z psem w kącie ciemnym
Z trudem tlen łapię, sapie pies bezimienny
Jesienny wieczór, wiatr w okno uderzał
Stary ścienny zegar sekundy głośno odmierzał
Paranoja, kurwa, co zamierzam, nie wiem
Przełykam wstyd, strach popijam gniewem
Myślę o ludziach, uczuciach
 których byłem pewien i o tym
Jak kłamstwem odwróciłem to od siebie
Kiedyś wiary ogień, dziś to nawet nie iskra
Straciłem to raz, już nie mogę odzyskać
Ból ściska serce, już nie czekam aż minie
Wszyscy, których kochałem przeklęli me imię
Myśli chore, zupełnie tracę kontrolę
Oczy smętne widzą pętle pod żyrandolem
Poczucie winy niszczy, wchodzę na taboret
Pies wlepia ślepia, piszczy, siada na dole
Moja kolej, nie patrz, tak proszę, olej
Bliski
Pierdolę, śmierć wolę niż żyć bez bliskich
Pierdolę ten świat i jebię was wszystkich


I ciebie, głupi kundlu
Ciebie przede wszystkim

Miałem sen w białych ścianach
Bez okien otoczony
Okaleczonych ludzi widokiem
Ich własnych światów monologiem
Każdy z nich swej przestrzeni prologiem
Są sny, których nie śnię, bo nie śpię
Już dziś przyjdą po mnie, gdy zasnę spokojnie
Łzy ronię, od tych wizji puchną skronie
Wspomnień czerwonych jak asfalt
Wtedy, gdy ulica to pułapka w ułamkach
Sekund strach w oczach
Dziś garście leków od obłędów
Błędów, dźwięków tych momentów
Pisku opon, syren, ludzi wrzasków, jęków
Przez te parę centymetrów

Miałem sen, szarzeje żar
Rzeczywistość ćmiona
Dzień odcieni źrenić w jadowitych szponach
Stoję, sprana katana, oblana nabojem
Boję się odoru, koloru, mych dłoni, powiedz
Skąd się tu wziąłem i dlaczego tu stoję
Okrutny, brudny, krew na rękach, co jest
Wtem ten tendent pędem drepczę głód
Będę gębę musiał napchać, chłód
Na plecach obleciał
Bo miedziak ostatni wpadł w rynnę
Okropny świecie
Nakarm swoje dziecię niewinne
Zamykam oczy, po to, by znowu je otworzyć
Gniew Boży głód wzmorzył na moją niekorzyść
Chorzy na bezdomność, dojrzał
Osiągnął apogeum
Morfeusz, oferuj plan i kieruj tam o postać
Albo nie, zostaw, nie, to ostatnia prosta
Prowadź, postrach, kosta oddane diabłu pany
Potem zlany już z kiermany wyciągam
Fart, bo na drodze kantor mnie spotkał
Nóż plecy, co z kantoru wyszła z dziećmi
Cóż kręć nim zabić, zabić, aby torebkę z
Kłębkiem kasy nabyć, nabyć
Wtem ona zerka na mnie, ja spoglądam na nią
Jest już za późno, będzie musiała usnąć
Znam ją
To matka trójki, ta sąsiadka spod dwójki
Te bójki z jej synem
Gry w kapsle i ginie mój syn

Miałem sen, koszmar na jawie jak żaden
Od dawien, dawien widziałem jak to się stanie
Życie odznaczyło piętno, zostawiło znamię
Teraz stoję w bramie
Liczę na uczucie i uznanie
Bo myślałem, nie było tego w planie
Kiedy nie tak dawno razem ramię w ramię
Tak nastawię przy browarze i przy gramie
Wspólne granie i co, wspólne strzelanie
Teraz wizja inna, teraz ciężka opcja
Zdesperowany chłopak z jedenastopiętrowca
Spogląda w przeszłość i wspomina ojca
Wszystkich bliskich
Własny kwadrat, wszystkie blizny
Podczas reality, kiedy przepierdalał kwity
Topiąc smutki w litrach Margarity
W końcu na ulicy
Przepity, dobity przez hat-tricki fatum
Odnalazł się na dachu
Dążąc do zamachu na samego siebie
Miałem sen, to tylko sen, zejdź na ziemię

Jagodzianka na kościach, zawartości nałyka
Nie ma jak na swoich
Włościach gdzieś koło śmietnika
Znikam w pieczary piwnic, pizdnę kotom szamę
Na podobiznę Boga, tak, gdzieś to słyszałem
Zamęt, to normalka, spijam ostatek dykty
To nawet nie walka, tylko obowiązek przykry
Idź ty w pizdu, muszę naruchać dzięgów zaraz
Do mechanizmu dolać alko, bo tak to działa
Z odmrożoną nogą szukam niewiadomo kogo
Niewidomy maestro dyryguje moją drogą
Dokąd to? Pyta kobiecy szlamps baryton
Nara, szlafmyco, ulicą idę, myśląc
Była liderką i dilerką
Delirek dla swoich lumpów
Dziś sama pije jak smok
Ostatni krok od gruntu
Tu przerywam, bo węszę szansę na pieniądz
Stoi se luzaczek
Oni czasem sertem się dzielą
Czy mogę cię przeprosić?
Poratuj pięćdziesiąt groszy
Masz może jakieś papierosy? Dosyć
Za parawanem powiek, zaparowane mrowie snów
Za parę chwil się zbudzę, uff

Miałem sen, byłem sam, była zima
Siedzę w celi, beznadzei, nie wytrzymam
Groza, co za klimat, w rymach to ujmę
Dobiła godzina i na stracenie pójdę
Miałem sen, ma znaczenie
Wydarzenie niefortunne
Zamęt tłem, za chwilę umrę wierz mi
To ostatni dzień, to tyle, trumnę przynieśli
Sceneria, wzór, Syberia, mur obozu śmierci
Histeria, ból, seria, ból kłuje w piersi
W szyję padam
Krwawię martwy prawie, jednak żyję nadal
Peryferia snów i w nie wpadam
Choć brak mi tchu, naiwnie błagam
O to, by mnie dobić, bo to przy mnie
Chodzi po dziś dzień, to był sen

Miałem sen, byłem sam w piwnicy wokół lamp
Ten blasku, a oślepiają nas
I tysiące wrzasków grad gdzie mój skarb?
Gdzie jest? Ktoś go skradł, nie wiem, kurwa
Nie wiem sam
Znów na pamięć, znów za karę w niebie, czas
Nie potrzeba mi tu nieba
Jeszcze raz tyle szans
Jeszcze raz przemierzamy kiermany, mam
Kurwa, mamy, owinięta w srebro
Biało-złota piękność jedność matką
Gdzieś ty była, szmato ma to sens jakiś
Mam tu sprzęt, zacisk
Tak, teraz w grzechu cię opuszczę
Przez ten płomień na twym tronie
Ronię łzy, tak, koniec, grzechy odpuszczone
To nie my w łonie twojej serdeczności
Ja i twoja siostra, jaka, kurwa, siostra
Dość mi
Zostaw mnie, zostaw, nie zabieraj, jak to
Nie pozwalaj jej i matko

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować