Filipek - Pokolenie wychowane na Tabaludze tekst piosenki (lyrics)
Filipek [Filip Marcinek]
[Filipek - Pokolenie wychowane na Tabaludze tekst piosenki lyrics]
Po jaki chuj widzieć w tym sens
Kawa na rano i szlugi na wieczór
Byle do zgonu i byle nic nie czuć
Szybkie przelewy i duże wyciągi
Wielkie potrzeby, lojalne ziomki
Rozwód rodziców i prace śmieciowe
Od lat jesteśmy swym największym wrogiem
Szukamy zawsze windy do nieba a
Tu zaczynają się kurwa schody
Patrzą się na Ciebie się jak na idiotę
Gdy powiesz im tylko jebać dobrobyt
Słyszysz ich skowyt gdy spełniasz marzenia
Altruizm to największa maska
Nauczyliśmy się opuszczać wzrok gdy trzeba
Też na siłę klaskać
Wielki paradoks ludzkości to hipokryzja z
Którą nic nie zrobisz
Bo rośniemy w oczach dzięki kłamstewkom które
Tu mają przecież krótkie nogi
Ociekam fałszem gdy piszę tę zwrotkę ty
Ociekasz gdy tylko jej słuchasz
A szczerość nas tutaj paraliżuje mimo że
Można ją poznać po ruchach
Uczymy się życia na błędach rodziców choć
Oni za nami wskoczyli w ogień
W momencie gdy reszta naszych przyjaciół
SIĘ DOWIADUJE że ma pirofobie
I nie wiem co zrobię gdy ich mi zabraknie
Ja to jedynak ziom ŁAPIESZ?
Brat mnie nie bronił gdy miałem problemy
Sam musiałem typów tu walić na japę
I nie było siostry co przestrzegała czego
Nie mówić pannom na dzień dobry
A szkoda bo trochę mi kurwa zajęło nim
Załapałem co to jest ten podryw
To gramatyka rządzi naszym życiem
Idziemy na całość bez dwóch zdań
A czasem te dwa słowa sprawiają
Że emocje wiążą nam krtań
Butle na stół, lokum na trzech
Po jaki chuj widzieć w tym sens
Kawa na rano i szlugi na wieczór
Byle do zgonu i byle nic nie czuć
Szybkie przelewy i duże wyciągi
Wielkie potrzeby, lojalne ziomki
Rozwód rodziców i prace śmieciowe
Od lat jesteśmy swym największym wrogiem
Szczęściem jest mieć psa
Narzeczoną i studia gdzieś
Kurwa na polibudzie
A są jeszcze tacy jak ja co
Chcieli tak bardzo od tego uciec
Ktoś taki jak ja, z małego miasta z garstką
Przyjaciół co się przerzedziła
Zlepiony z wagarów
Śnię o karierze i bicia pod barem po ryjach
Każdy z raperów gdy nałapie fejmu się
Czuje przynajmniej jak Jordan Belford
Dlatego tak bardzo bałem się kurwa tego
Że odjebię mi tu przez splendor
Jestem człowiekiem
Mądrym po szkodzie taki co
Krzyczy: "jebać autocasko"
Chce dupek jak Hefner
Ziomków z Gomorry i hajsu jak Gazprom
Gdy trzeba tu kupić jest zaufanie
Czuje się jak osiedlowy diller
Mam węża w kieszeni i ciężko inaczej jest
Spojrzeć bez zwężania źrenic na chwile
Bo miłe są złego początki a związki to
Coś co ciągnie nas na dół
I mimo że to ciągle chemia to
Ciężko obliczyć jest nam czas rozpadu
To jacki za łóżkiem
Pizza na obiad i paczkę durexów w portfelu
A swój dom rodziny zamieniliśmy na
Coś na kształt hotelu to tylko my
To pokolenie co nie szanuje niczego na dłużej
A wszystkich nas łączy ziomeczku jedno
- wychowani na tabaludze