Jacek Kaczmarski - Pompeja tekst piosenki (lyrics)
[Jacek Kaczmarski - Pompeja tekst piosenki lyrics]
Jak się odkrywa spodziewane lądy
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy
Z których dziś jeszcze głupców
Tłum się śmieje
W miarę kopania miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho by snu nie przerywać nikomu
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał
- Czemu pies szczeka rwie się na łańcuchu? -
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy pyta niewolnika
- Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!
- Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości
Co z poetą którego rozkazałem śledzić?
- Nic nowego - meldują
Podwładni z ciemności -
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności
- Czemu pies szczeka targa się po nocy? -
Tej którą objął twarz znieruchomiała
- Bzdura może ulicznik trafił
Kundla z procy -
Mruczy chce wydobyć uległość z jej ciała
Ale ona w oknie utkwiła już oczy
- Ziemia drży czy nie czujesz?
Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha - to drżą członki moje!
Świat nie zginie dlatego że bydlę zawyło -
Odwraca jej głowę i długo całuje
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu
- Czemu pies szczeka słychać
W całym mieście? -
Więzień szarpie kratę czuje duszny powiew
- Strażnicy otwórzcie! Ludzie
Gdzie jesteście!
- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono
- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
- Czemu pies szczeka patrz jak płonie niebo
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro
Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza
Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę
Nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza
Biegnę jak ciężko! Powietrze spalone
Psa który ostrzegał nikt nie
Spuścił z łańcucha zastygł
Pysk otwarty łapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice stragany stadiony sklepienia
Wtem słyszę szmer pada z nieba popiół
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim nierozważnym krokiem