Pezet, Małolat - Tak łatwo było tekst piosenki (lyrics)
Pezet [Paweł Kapliński] Warszawa, Polska
[Pezet, Małolat - Tak łatwo było tekst piosenki lyrics]
Chciał mieć fajną furę, fajny dom
Ale ten pieprzony syf nam wlazł pod skórę
Zabrał coś zabrał stąd też kilku
A jak nie chcesz być następny
To słuchaj tego
Idź do przodu i zaciśnij zęby
Tu w gówno wdepnąć to było kurwa jak splunąć
Ilekroć szło o dupy, dragi, hajs czy szacunek
Tu mogłeś spotkać na każdym kroku ćpuna
Z aluminium w ręku, bądź z banknotem w rulon
Jak można było nie ulec, kiedy kusiła ulica
Niejeden na dno runął i
Skończył gdzieś na odwyku
W kółko tylko wóda i hajs z narkotyków
Na osiedlu czy w klubach
Przesiąkałeś tym do szpiku
Wokół tego syfu obracał się tylko hajs
Niektórzy mieli przychód i przy
Tym lubili ćpać niejeden miał przypał
A dwóch dziś gryzie piach
I bez kitu ile kurwa przez to było strat
Mogłeś grać
Ale gdzieś po drodze się wykoleić
Chlać do białego rana
Przy tym tracąc nadzieję
Dziś wiem, że byłem blisko, mogłem wciągać
Palić herę było ślisko, trafiałeś na odwyk
Albo pod celę
Kilku lubiło melanż, ale tylko na grubo
Dzwonili do dilera
Choć byli piąty dzień w cugu
Dziś wciąż lubią melanż i
Wciąż tylko na grubo widzę ich nawąchanych
Jak kurwa wchodzą do klubów
Dziś widzę gnoi i na tym osiedlu
Chcą być tacy jak my
Parę lat temu z towarem i bez pracy jak my
Choć mamy to za sobą, to wraca, puka do drzwi
Omijaj to jak możesz, bo zatracisz się w tym
Tak łatwo było skończyć źle i zostać nikim
A było blisko, wokół tylko wódka, jointy
Seks i narkotyki
Ziomki z podwórka, imprezki, kreski
Człowiek za burtą
A gdzie są kurwa ratownicy? Ratujcie kumpla
Bo przegra, przechla się, a lubi wypić, albo
Biedak się przećpa i zdechnie w nocy na ulicy
Był taki jeden tam gdzie
Mieszkam i przestał istnieć
Przez to, że przećpał się tym
Co sam sprzedawał w okolicy
Nie pytaj czy to prawda
Że sprzedawał na policji, bo
Powiem ci, że nie widziałem nic jak Zatoichi
Nie pytaj czy to prawda
Bo nikt ci tutaj nic nie powie
A wszelkie podobieństwa są przypadkowe
Na Ursynowie poznałem dobrze rap
Lecz lepiej melanż
I patologie, i gdzieś bez celu szedłem nieraz
I wiem teraz
Mogłeś mieć dobry start albo złą drogę
I wtedy wybierać rolę ćpuna, albo dilera
Wielu z nich powie, że przesadzam
Wyolbrzymiam coś tam
Ale codziennie walą koks
A w międzyczasie dropsa
Tak naprawdę żrą ich po
Jedenaście w jedną noc
Ja bez kitu, już bez kitu
Nie znają już słowa stop, ziom
Patrz tyle lat, nic się nie zmienia
Browary w dłoniach, jointy w zębach
Miłość w burdelach
I powiedzą ci, że to normalne
I żebym przestał ściemniać
Ale wszystko jest normalnie
Jak nie masz punktu odniesienia