Pjus, Pelson - Niewielka Warszawska tekst piosenki (lyrics)
[Pjus, Pelson - Niewielka Warszawska tekst piosenki lyrics]
Spalone ryje szukają teraz cienia
Ja tak jak oni tytułuję się tu graczem
I robię miejsce na hajs w kieszeniach
I tak jak oni obstawiam numery koni
Nerwowe okrzyki strużka potu na skroni
Wielka gonitwa, wielkie nadzieje
By zdobyć trzos pokonać los, co się śmieje
Każdy się widzi jako nowy lider
Ze szczytu szczytów spychając starą bidę
Emerytury żon uciułane ogryzki
Kontra numer startowy, który się przyśnił
Ostatni hajs, szukam łysego buka
Dostrzegam kątem oka w kierunku ruszam
W połowie drogi trafiam w nogi dziada
Odbijam się i łukiem koszącym spadam
Ląduję na twarzy, nie telemarkiem
Mijają sekundy tak wiele warte
Stary coś do mnie gada podając rękę
Słowa zatrzymują mnie, czas i miejsce
Niewielka warszawska
Trzeba mieć coś w garści
Niepełny fart, po prostu tyle starczy
Niewielka ale warszawska ponad przeciętną
Nic ponad stan, skoro leży tu przede mną
Odpycham starego, wiosłując powietrze
Bukmacher zniknął, a ja chcę wygrać więcej
Biegnę do kasy na chwilę przed startem
Wokół okrzyki: NO TO FERAJNA Z FARTEM
Biorę zakład, stawiam co mi zostało
Chęć posiadania zagięła na mnie parol
Mam mało, mogę więcej zaraz teraz
I RUSZYŁY, dochodzi mnie głos spikera
Idę w stronę toru, tłum zdążył zgęstnieć
Zajmuje miejsce, wspieram los przekleństwem
Szczęście, mogę stąd oglądać finisz
Wg starej zasady Bóg ze mną, chuj z nimi
Wszystko dzieje się niemal w ułamkach sekund
Konie wpadają jak trzeba, ale jeden szczegół
Wszyscy dookoła tak samo się cieszą
Idę po wypłatę - 12, 50
Słońce zachodzi, wieczór na niebie
Puste szklanki zdradzają reszty dnia przebieg
W kieszeni grzebię, szukam klepaków
Nad stołem kiwa się kilka ludzkich wraków
Bez złamanego grosza, z rozpaczą bez dna
Za tydzień wrócą, by jeszcze więcej przegrać
We mnie dorasta chęć opuszczenia statku
Nie mam na cierpa, więc resztką kontaktu
Wychodzę przed budynek, kiwam na boki
Stawia mi opór powietrze gęstości toffi
Chętnie bym dopił, wychylił chociaż lufę
W kierunku wodopoju powoli się tłukę
Pod sklepem na kolanach twarz znajoma
Tego starego z toru niefart też pokonał
Wyciąga rękę, rzucam mu drobne siano
Nic dzielone na dwa, daje wciąż tyle samo
Niewielka warszawska