Kabe, Sobota - 6 rano tekst piosenki (lyrics)

Kabe [Bartosz Krupka]

Sobota [Michał Sobolewski]

[Kabe, Sobota - 6 rano tekst piosenki lyrics]

Gdy wstaje słońce
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej
Gdy wstaję rano
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej

Piąta trzydzieści na zegar, pobudka zagrała
Znowu nie śpię, nie dowierzam
Że leżę na przypałach
Okno, drzwi, judasz, namierzam
Psów nie ma na radarach
Wypchany po sufit sezam
Kilka stów na regałach
Boli brzuch i trzeci szlugi siada na słuch
(już są za drzwiami)
Blanta buch schodzi do nóg, to cień czy duch?
(są pod oknami)
Czas spłacić dług, ojczyźnie dług za hajs
(nieopodatkowany) każdy dźwięk i każdy ruch
Kończy się drgawkami
Klapa w kiblu podniesiona
Żeby naraz spuścić cały towar
Japa blada, jakbym konał
To czym będzie dzisiaj losu kowal
Łeb wybucha - supernowa
Jutro będzie znowu tak od nowa
Lepiej szybko sklepię pora
Może to ostatnie mówi głowa chora
I stoję w tym oknie tak może ze trzy godziny
Pojeb, psychiczny wrak, krok do rośliny
Siódma, już wracaj spać
Głos mojej dziewczyny
Rzuć to w pizdu kurwa mać
Bo się nigdy nie wyśpimy

Gdy wstaje słońce
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej
Gdy wstaję rano
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej

Do moich braci na streecie, łączę się w bólu
PDW każdemu bandycie i łączę się w bólu
Sześć zero, życzenia na bicie
Siadajcie na chuju
A tym co wpadają o świcie, pogramy na gulu
Trzymajcie się ludzie w niewoli
Niech każdy wie po której stronie ma serce
Już bardziej się nic nie spierdoli
Jeśli już wiesz i wyłapałeś swą pengę
Tam czas u was leci powoli, to nie za czyny
A za konsekwencje
Tym co na wolności w pogoni
To do nich wysyłam piosenkę
Szósta rano za pętlę i dzień
W dzień fabryka wrzodów
W garażu marzy się Bentley
Twój cień w dzień ma tonę chorób
Na szyję zarzucić chcesz pętlę
Lecz sens wiesz, to essa do przodu
Do bliskich masz tylko pretensje
Tak już z byle powodu
Uważaj na wrogów, tych nawet prawilnych
Bo chętnie gwóźdź wbiją do trumny
Kominy już w progu
Nie znajdą nic w domu, no cóż
Już możesz być dumny
A ten chujoza co doniósł
Chuj w ryj mu no i na imię
Zapewnić masz nie tylko dochód
Lecz jeszcze spokój rodzinie

Gdy wstaje słońce
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej
Gdy wstaję rano
To mieszam wódkę z Red Bullem
Nie mam sąsiadów, bo jebie na klatce buchem
Jak patrzę w tył
To sprawdzam czy nie ma kurew (nie, nie)
Dziabię nad ranem
Bo towar najwięcej waży o szóstej

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

Dodaj rozszerzoną interpretację

Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu!

Najnowsze dodane interpretacje tekstów

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować