Spinache, Gedz, Wuzet - Szczyt za szczytem tekst piosenki (lyrics)
GΣDZ [Jakub Gendźwiłł] Malborku, Polska
[Spinache, Gedz, Wuzet - Szczyt za szczytem tekst piosenki lyrics]
Czas na kolejny szczyt
Idę by chwytać wszystko
To czego nie da mi nikt
Droga od euforii po ból, od uśmiechu po krzyk
Idę by przeżyć wszystko
To czego nie da mi nikt
Szczyt za szczytem, ciągle do dna piję życie
Check in\y, check out'y, cekiny, black out'y
Rycie, bani, z dala od chwytów tanich
Moja rodzina, wszyscy jesteśmy odjechani
Lot nad kukułczym gniazdem
Mijam kolejną gwiazdę
Wysłowił się paździerz
Ktoś to traktuje poważnie?
Słabo to widzę, bo widzę wyraźnie, psstpsst!
Właśnie, twój show kończy się właśnie
A ja lecę wyżej w tym całym wirze
Do góry stabilnie, cel bliżej świrze
Na luzie się przyjmie
Włożysz, pomnożysz, wyjmiesz
Uszami strzyże kobieta z modnym fryzem
Usta liże, bliznę chowa
Ma z tą blizną mocną schizę
Ja chce Cie widzieć, wszystko prawdziwie
Przechylasz siwą od dymu siwo
Chce być przy Tobie jak będziesz siwieć
Otwarty szyber, wdech - wydech
Wiem po co idę, naciskam trigger
Dziś nie patrzę się w dół
Czas na kolejny szczyt
Idę by chwytać wszystko
To czego nie da mi nikt
Droga od euforii po ból, od uśmiechu po krzyk
Idę by przeżyć wszystko
To czego nie da mi nikt
Ja wiem jak odbijam od mas
Dotykam słońca, dotykam gwiazd
Widzę tylko jeden kierunek jak kompas
Liczę na ziomów, na pogodę i na hajs
Oraz dalej sięga mój bass
Niektórzy chcą się przyrównać, a ja - odbij!
Moja muzyka jest mało potulna
Na zawsze zamknie mnie tylko urna
Niektórzy płyną na statku z gówna
Po rzece o nazwie chujnia
Bo wierzą, że istnieje magiczna studnia
Co marzenia spełnia
Chcesz czary mary? To dawaj talary - iluzja
Prosta konkluzja, pierdolić bóstwa
Podaj czasami do lustra
To zawsze jest najszczersza dyskusja
Jestem dobrej myśli
A świat daje zimny prysznic
Kto wygra wyścig?
Co to za zawody i skąd oni przyszli
Nie myślę nawet o tym - kruszę szyszki
Ja i moje ziomy i nasze dziewczyny
Tak jesteśmy pyszni bo świat nas zawodzi
Nie ma tortu, nie ma wiśni
Mamy tylko siebie, zaufanie i nieliczni
Nie obchodzi mnie twój status społeczny
Pogląd polityczny zbijam się wysoko!
Ten bit jak statek kosmiczny
Na nim lecę i dokładnie wiem dokąd
Ponad chmury ciemne w tle rzeczy zbędne
Na wprost bezcenne
Nie parkujemy Spinache steruje bębnem
Startujemy, fruniemy z nad dźwiękiem
Przede mną ocean czasu
Każda z minut to kropla
Od lat staram się nie uronić
Żadnych z nich jak grobla
Walczyłem o to za długo
By komukolwiek to oddać
Za bezcen, a oczekują ode mnie
Że będę rozdawał im go w tygodniach
Constans, mnożę za hajsy na kontach chcę by
Widokiem z mojego okna był piękny krajobraz
Coś jak tapeta od Windowsa
Sam wybieram czy bessa czy hossa
Dziś Jaguar jutro Testarossa
Kolejne cele to nowe levele
I wiesz, że zrobię wiele by się na nie dostać
Dziś nie patrzę się w dół
Czas na kolejny szczyt
Idę by chwytać wszystko
To czego nie da mi nikt
Droga od euforii po ból, od uśmiechu po krzyk
Idę by przeżyć wszystko
To czego nie da mi nikt