​ejmatt - Dwukropek w parze z X tekst piosenki (lyrics)

[​ejmatt - Dwukropek w parze z X tekst piosenki lyrics]

Idę przez jebany las pustych
Głów i pełnych rąk życie gdzie jebany czas
Uczy egzystencji instant
Szemrany bar może nawet wszedłbym, choć
Szklanka to nie moja baśń
Nawet w peryferiach żyćka
Idę więc dalej tak omijać staram się korpusy
Wypchane sprane ideały życia baśnie wciąż
Nie widząc wad
Przepisując sobie same plusy żrą kurwa
Papkę z ich upierdolonych rąk
Słyszę oharę ale z drugiej strony Biblia
Wychudzona babcia wciska mi że
Pana taki plan jest
Przepraszam babcie, babcia wybaczy mi dystans
Ale takim kurwa panem jest
Jakim raperem PlanBe
Idę slalomem już bo czasem serio mam tak
Że zdaje mi się jakby tylko
Mój błędnik bez rysy był
Ćpuny na głodzie wygłodniałe zombie w maskach


I królowie życia z osiek co
Babciny pan nie widzi ich
Rozwydrzone dziecko
Matka co gdyby była inna to o
Dziecku tak nie mówił bym
Nie, nie pytało by gdzie tata ale o tym
Mogę więcej dać niż jeden pierdolony rym
Ominąłem pół mieściny jednak dalej
Szastam krokiem bo
Chce wenę zastać w trakcie prac
Biorę telefon i wybieram Jimmy
Isaac mówię przywieź kurwa
Z osiem albo nawet half an ounce
Wstąpię tam gdzie mogę polskie kupić
Zjebanej nazwy tłumaczonej na języków miliard
Kurwa wiem to ale czasem lepiej w duszy jakoś
Kiedy na paczce stoi Palenie Zabija

Oddaje kwit, odpalam stick
I od razu czuje się inaczej
Choć tak samo w moment
Nawet nie zdążyłem kurwić na
Spalony żarem feat
A nikotynowe sępy już sięgają jak po swoje
Ale dam szansę im, na parę chwil nad miastem
Nad pierdolonym brudem ulic
Który kurwa muszą mieć za tą pracę a syf
Ogarniający zewsząd to ich teraz
Nawet w sumie tuli
Dalej sunę skuny palą się na wietrze same
Woń okalająca mnie nie daję dziś zapomnieć
Ale mam to już nagrane
Więc kruszę więcej w bramie
Pozdrowienia dla przechodnia
Który wzrokiem wziąłby dla siebie całe
Się nie potrzebnie bałeś, typie trzeba pytać
Przecież nie koniecznie spławię Cie i
Powiem że na styk mam
Tak przecież doskonale znam to
Że za życia jakieś pięćset razy
Umierałeś - żeby potem zdychać
I tym towarem dzielę się by szybko dalej
Odebrać co potrzebne
W akompaniamencie roszczeń głów
I odebrałem ty, i teraz to nie ważne już
Co widzę
Co spotkałem i co mnie spotka w drodze znów
Byle szybko - więc na pałę
Wsiadam w 104 chyba nie sprawdzając nic
I na to wszystko co już było wyjebane
Mając końcową kanapę se posłałem jakby nikt

Miałem nie pisać tak jak Bonson kurwa
Nic już o tych chwilach
Kiedy z życia wyciskałem czysty sok
Do dziś tak myślę
Goniąc fortunę jak Eastwood
Że nią Ciebie dawno mianowałem, powód by żyć
Co? To pojebane i przyjmuję to na chłodno
Ale z każdym pierdolonym razem
Znoszę niby słabiej, ciut
Jakich wyrażeń bym nie użył kurwa sto pro
Skarbie, nigdy nie wyrażę wrażeń
W razie gdyby stał się cud
Jak otwierałem okno
To tak bardzo chciałem żebyś
Czuła to samo powietrze
I linijki które miałaś słyszeć
Jako pierwsza miałem ogrom
Do dzisiaj tak je trzymam
W razie pytam o coś jeszcze
Za stary jestem ale serce topi się
Jak znowu zegar i cofnięte
Chcę wręcz prosić Cię, o przebaczenie
Ale przecież nie przystoi, nie
I dalej jestem kurwa leniem
Co mieć woli dobry sen
Dziś mogę przyznać szczerzę że
Łatwo było pokpić wiesz?
Tę sprawę która przecież ciągle
Na mnie ciąży lecz nie tylko mnie winno być
Dane drzemię nosić więc
Nigdy nie powiedziałem w twarz
Ci że ogromny wstręt
Czuję do siebie czasem że przez
Ponad rok Ci nie
Dałem wszystkiego tego czego naobiecywałem
Co z tego kiedy mam jebanych możliwości pęk
Jak w trakcie dochodzenia
Do nich przejebałemwiarę

Miałem nie pisać nic już o tym jak Smarki
Pięć lat minęło a my wciąż kłopoty jak Smarki
To nie te zwroty o tym że
Świat przecież z nas zakpił
A ten przewodni motyw to 2-7 lat walki
Jak chcesz dla siebie coś
To musisz jeszcze sam walczyć
No królu złoty
Co ty pleciesz przecież znam fakty
I znam powody, mam dowody
Wiesz że garść taktyk
Mam na ma przebycie jakoś
Wody ale brak kładki
I tak tu tkwię od nie wiem kiedy
Wraki stagnacji
Nie liczą czasu, ucieszeni że tak czas nagli
I sam tu śpię i sam tu
Jem i daję sam w palnik indygo Studio
Potem chciałaś - no to masz ciarki
Daj spać mi! nie muszę wcale znać prawdy
Znalazłem przerębel dziś i po
Raz pierwszy znad tafli
Mówię do Ciebie i zarazem pewnie ostatni
Jako wspomnienie Cie zostawię se
Jako dar Pański, co?
Nie wierzę, to rozwiązanie zagadki
To pojebane ale generalnie sam chciałbym
Powiedzieć i nie mówić że do
Ciebie żal mam dziś
Takie typowe pierdolenie jak po kastracji
I takie kilka lat walki
Byłaś tu chociaż nie było Ciebie
Tu jak znak spacji
Każde spojrzenie twoje było tu
Jak loop z akcji
Myślałem - oszaleję tu przez
Ciebie #Gnarls Barkley
Pozwól, nie będę szarmancki
W ostatnią jesień życie zrobiło
Mi siad płaski czy to przez Ciebie? nie wiem
Choć ślady na palcach swych o jeden żyć
Tak nie że z żalem ale spoko sam dam żyć
Ci powiem tylko Bay, bay dziś
I jeszcze jedno dodam i obiecam jak Justin
Że gra skończona i nigdy nie będę wracać gdyż
W moich rejonach mam pogodę
Kurwa jak w Anglii, co?!
Się wystrzelałem jak Vardy
A tamten sukces jeden
To był raczej fart jakby
Nie zasługuje tu na Ciebie zatem
Sam gnam w tył
Nie zasługuję tu na Ciebie ale
Sram w fałsz dziś, kurwa

Przejebałem młodość gdzieś swą
Mało miałem, jak coś miałem to już też dość
Ta jebana niepewność, co było a nie przeszło
Na żółto czy niebiesko, czy
Żyję żeby zdechnąć, ej
Jedni chcieli by to prędko
Nastąpiło możliwie jak najszybciej
I to wiesz co
Ci którzy powinni chcieć mi być
Najbliżej a kurwa nie chcąc
Nie wiedzą nawet, że mi
Mówią kurwa precz stąd, nara
Przecież powiedziałbym " ej no
W ogóle się nie znamy ale miedzy
Nami jest ok" weź to
To nawet nie jest śmieszność i
Chociaż mogę ryj zachować
To zwyczajnie przeszło gdzieś
Odjebałem i to fest bo dziś mogę dawać
Rady za które chowałem pięścią plebs
Od 0-1 być nie mieć ziom
Czy zamienił na niebo by dzisiaj
Tu całe piekło - nie

O! sorry bracia ale jest moc
Obiecałem, to robię tylko trochę
Mi się zeszło ale wiecie
Ziom za ziomem ta zasada tu obecna
Moc jarania jest na stole i nikt
Nie ma prawa jej tknąć a jak tknąłeś
No to przeproś - więc kurwa
Przeproszone razy sto pięćdziesiąt lekko
Dalej biję pione z nimi chociaż duże dziecko
Nie raz jak obrażone w danej
Chwili dało fest w kość
Za sto pięćdziesiątą pierwszą
Dziś próbą odkupuje winy - wiedząc że to coś
Co nie da bez przyczyny się
Pierdolnąć samo gdzieś w kąt
To dobre chłopaczyny są i
Znają ten rozpierdol
Panowie - mojej strony wielka wdzięczność
Nie jeden by się krzywił
I mi sugerował wpierdol
Pomijając fakt że należy mi się, wiem to
Wpierdolę w ogień z nimi się
- i przeżyjemy piekło

Dziś po latach na bezdechu
Pełną piersią oddychanie mi zajmuję cały czas
Grany rap, a ich klan mnie w ogóle
Nie frazuje mnie człowieku
Skupiam tylko się na swoim
By przywrócić dawny ład
Dzisiaj latam na bezdechu a od wtedy
Lądowałem już na różnych maści dnach
Jaki ja, taki skype, to nie
Działa tu na przekór
Przekonaniom że masz tyle wiary
Ile wiary dasz
Kurwa żyje cały czas, chociaż idę
Albo nie idę - zależy od dnia
Na pewno nigdy tu nie zginę
Za niewinność wsadź a gdy wyjdę
To się tak odwinę że się zwiniesz sam
Tutaj wszystko znowu gra, byłem tam
Ale wiesz co? Jedna nogą
Po kilku latach wiesz - to jestem znowu ja
Znów kontroluję tu piekło - Jackson Pollock

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować