Ski Skład - Na lepsze tekst piosenki (lyrics)
[Ski Skład - Na lepsze tekst piosenki lyrics]
Na przyszłości brak skazany
Poddał się jeszcze przed gongiem
Nie stanął do walki nie
Rozstawał się z bongiem
Każdy zna taką historię ja
Do moich braci gadam
Którzy samodzielnie nie potrafią wyrwać
Się ze stada dobra rada nic poza tym nic
Nie mogę Ci rozkazać
(Peja lubi dużo gadać) też
Nie prawi Ci morałów
Ja do przodu pomału z oczu znikają komple
Horyzont coraz szerszy, ale serce boli smutne
Opowieści, nie chcę ich bez końca trawić
Gdybyś mógł się poprawić
Kilka błędów naprawić
Jedź z nami na koncert
Stały motyw brak funduszy
Mnie to ruszy rzucam hasło żarcie
Przejazd masz ode mnie
Zrobię dużo byś na moment
Nie egzystował w piekle
Gdzie krew, wycie syren, smród szczyn
Desperacja
Beznadziejna sytuacja, co dzień syf
Wegetacja dobrze znam tego uroki
Lecz poznałem też smak życia
Nie tylko w kamienicach, bramach
Klatkach i piwnicach
I nie tylko na prześwitach i
Nie tylko na ulicach bo niejedna granica
W pasku mam kilka pieczątek
Życie jest za krótkie a to dopiero początek
Nie mogę Ci nic kazać
Więc nie powiem Ci zmień się
Ty sam zdecydujesz czy chcesz
Zmiany na lepsze nie mogę Ci nic kazać
Więc nie powiem Ci zmień się
Sam zdecydujesz czy chcesz zmiany na lepsze
Żeby w Twoim krótkim życiu
Działy się rzeczy piękniejsze
Ciekawsze, żebyś zaczął żyć nareszcie
Nie bądź załamany, nie bój się tej zmiany
Ona wyjdzie Ci na dobre
Ci mówię nie zaszkodzi
Jak Joasia Brodzik w wieczorowej kreacji
Świecami przy kolacji marzysz
Żeby się zdarzyło
Wiedząc że Cię nie stać nawet na co
Na przystawki?
Odchodzisz od tematu przykuwając się da ławki
Zmieniasz obiekt pożądania podglądając
Swe sąsiadki
Młode matki zadbane, ustawione, szalone
Mówisz gdybym miał kabonę
Przestań tak myśleć
Mówisz gdybym miał zielone
Umysł sobie zaśmiecisz gdybyś tylko chciał
Mógłbyś być ojcem jej dzieci
(Czas leci) powtarzam im bez przerwy
Mówisz nie na moją kieszeń
Mówisz nie na moje nerwy
Zbyt dużo masz rezerwy a zbyt mało
Czego werwy nie bój się bez przerwy
Zmiany są nieuniknione
Jeśli mogę Ci w czymś pomóc
To te słowa są złożone
Właśnie po to byś pomyślał
Na kompromis przystał
Całe życie jest przed Tobą
Więc dlaczego nie korzystasz
Widziałem Cię tu wczoraj
Pewnie zobaczę Cię jutro
Jesteś tą osobą której wyrwać się stąd trudno
Lepiej spalić jointa i krytykować innych
Lepiej mieć pretensje, a samemu być niewinnym
Stoisz, patrzysz
Zazdrościsz lecz nic robić nie chcesz
Patrzysz na dziewczyny
Myśląc kiedy mieć ją będę
Najpierw musisz zarobić
Ale nie wiesz jak to zrobić
Na koncie coś odłożyć
Bo biednym być nie chcesz
Mówisz, że inni to leszcze
A kim Ty jesteś jeszcze
Nie możesz stąd uciec
Musisz poddać się nauce
A zrozumiesz już wkrótce
Że masz możliwości różne
Byle Twoje cele nie były zbyt próżne
Nie bój się dążyć do zmiany na lepsze
Otwórz swoje oczy, zobacz horyzonty szersze
Męczy Cię praca, nie chcesz jej już
Więcej chcieć znaczy więcej móc
I nie zrobię tego, bo to dla mnie zbyt trudne
Ja nie zrobię tego, bo to dla mnie zbyt nudne
Nie chcę o tym myśleć
Łatwiej będzie zapomnieć
Masz tylko jedno życie
O tym chcę przypomnieć
I tyle będzie Twoje ile w nim zyskasz
A co raz stracisz, tego raczej nie odzyskasz
Jest w tym święta racja i
Możesz mi to przyznać
Przyjrzyj się z bliska
Na czym tracisz na czym zyskasz
Może łatwa droga, to płytka mielizna
Przyjemna łatwizna z którą niewiele zyskasz
Chcesz poczuć życia smak
Czy przejść obojętnie tak
Nie myśląc nawet jak mogło być gdybyś chciał
Gdybyś tylko wiarę miał