Słoń - Ballada O Lekkim Zabarwieniu Gastronomicznym tekst piosenki (lyrics)

Wojciech Zawadzki

[Słoń - Ballada O Lekkim Zabarwieniu Gastronomicznym tekst piosenki lyrics]

Ona i on rodzeństwo
On był starszy o lat kilka
Mimo to młodsza siostra traktowała
Go jak chłystka on jak tyczka chudy
Ciuchy stale wiszą na nim
Kiedy ona osiągnęła prawie trzysta kilo wagi
Wszystko w małym gospodarstwie miało miejsce
W sercu Bieszczad chatka gdzieś za wsią
Życie tutaj nie rozpieszcza
Gdy splajtowała rzeźnia z dnia
Na dzień stracił robotę
Szedł do chaty płacząc
Ciągnąc nogami po błocie
Stał godzinę pod domem
Tak bardzo bał się przyznać
Bo jego siostrzyczka często bywa agresywna
Zawsze biła go po twarzy
Co kręciło go poniekąd
A jej krzyki brzmiały jakbyś
Tarł metalem o beton
Poznał czym jest piekło już
We wczesnym dzieciństwie
Starzy go odrzucili faworyzując dziewczynkę
Jej niewinne zachcianki musiał
Spełniać niczym służba
Podczas kiedy ojciec z matką
Uwielbiali bić i bluzgać
"Jesteś nikim kurwa" krzyczeli codziennie
Za najmniejsze wykroczenie z miejsca
Dostawał po gębie stary mówił
Że obedrze go ze skóry tępym ostrzem
Jeśli kiedykolwiek przestanie dogadzać
Swojej siostrze
Chłopiec miał swój kojec w ciemnym rogu izby
Matka z obrzydzeniem dawała mu jeść
Jak psu do miski
W atmosferze wyzwisk zmieszanych
Z chorą presją
Przez siedemnaście lat go dokarmiała piersią
"Dbaj o rodzeństwo, kochaj siostrę
Bo jest święta"
Głaszcząc go, lubiła zaskoczyć ciosem w żebra
Chora rodzicielka co dzień robiła mu musztrę
Aż spojrzenie chłopaka zrobiło
Się całkiem puste
Leżał w brudnej bluzce w ciemnym rogu chatki
Obserwując starych oddanych
Zwierzęcej kopulacji
W mroku patrzył na ich seks
Chłonął ich krzyki w nocy
W końcu urosła otchłań w nim czarna jak onyks
W dzień ukończenia szkoły biegł
Do domu żwawo truchtem
Zdał profil rzeźniczy w miejscowej zawodówce
Minął furtkę
A głos stanął w gardle mu jak knebel
Gdy znalazł rodziców wiszących za
Stodołą na drzewie
Dziewczynka niczym ciele patrzyła
Jak wisielce
Mimo wywiniętych białek wciąż trzymają
Się za ręce stanął na krześle
Odciął ich i wniósł do szopy
Przede wszystkim chciał siostrze
Zaoszczędzić posoki jak spuszczony z obroży
Dźgał śrubokrętem ścierwo
Niczym szukający w drzewie
Pożywienia głodny dzięcioł
Przeszło mu po godzinie
Obmył się wodą ze studni
A z tego, co z nich zostało
Ugotował gęsty krupnik "Nie czas na smutki
Od dziś ja się tobą zajmę
Będzie fajnie, zobaczysz
Daję ci słowo jak harcerz
Przecież znasz mnie" mówił
Głosem pełnym troski do liżącej z fascynacją
Talerz młodszej siostry
Mijały wiosny ona rosła jak na drożdżach
O ich gospodarstwie cały boży świat zapomniał
Brat i siostra na odludziu
On się imał różnych robót w trakcie
Kiedy ona w ogóle nie opuszczała domu
Niczym Gollum blada, gały wlepione w ekran
Rozlana na kanapie gnije
W przepoconych swetrach
Kiedyś mała dzieweczka, dziś otyła maciora
Tłusty bebech jak wór pyrów ciężko
Zwisał jej do kolan
Cała spocona klnie, sięgając po pilot
Cechuje ją podłość oraz skrajna otyłość
A o dziwo brat uwielbiał być
Jej sługą i podnóżkiem
Mimo, że tak jak rodzice
Traktowała go okrutnie
"Jesteś kundlem, słyszysz? Modlę się o to
Że zdechniesz
Nie kupuj paprykowych chipsów, wiesz
Że ich nie cierpię
Chcę więcej!" krzyczała "Co
Zrobiłbyś beze mnie?"
On patrząc w podłogę słuchał
Chowając erekcję
Codziennie obmywał jej gąbką odleżyny
Nawet nie chcesz wiedzieć jak
Cuchnęło spod pierzyny
Wycierał jej szczyny i ścierał gówno z tyłka
Bo była za ciężka
Żeby wychodzić na dwór do kibla
Chamska i ohydna, nadziera wciąż tą japę
Przed sekundą zjadła tonę
A już krzyczy co z obiadem
Głośno sapnie, charczy
Nie mógł nawet nocą pospać
Jej chrapanie brzmiało jakby
Słoń jebał nosorożca
W ich domu patologia z dnia
Na dzień rosła w siłę
Któregoś dnia stwierdziła
Że już dość ma szynek
Chce prawdziwe żywe mięso
Czym trochę się obruszył
Przecież od zamknięcia rzeźni nie
Miał dostępu do tuszy
Był ponury, szedł szosą i gdy pił samogon
Znalazł potrącone zwierzę
Z krzaków wystawał sam ogon
Na oko może fretka albo kuna, nieważne
Grunt, że zaspokoi głód
Tej cherlawej biedaczce
Biegnąc do domu śmiał się
Szczęśliwy wpadł do środka
Czekała już na niego jego pachnąca podlotka
Rzucił jej krwawy ochłap i
Trwało to dosyć krótko
Nim została ze zwierza garstka kości i futro
"Uwielbiam dzikie truchło
Lecz to za mała porcja
Wyciągnij ze stodoły sidła kłusownicze ojca"
Szybko wykonał rozkaz
Czuł dziki zew jak łowca
Rozstawił wnyki w okolicznych lasach
I na łąkach
Czasami na obiad przynosił jej padlinę
Najbardziej lubiła
Kiedy mięso jest lekko nadgniłe
Nigdy nie jadła aż tyle, a jej apetyt rósł
Wszystko, co przyniósł
Pchała brudną łapą do ust
"Czuję głód, ciągle jest mi mało mięsa"
Tylko siedzi i narzeka ta baryłowata jędza
Cztery doby nie spał, myśląc w nocy i za dnia
Aż wpadł na pomysł
Żeby okraść pogrzebowy zakład
Zakradł się tam w nocy
Nikogo nie ma w środku
Po otwarciu okna doszedł
Go formalinowy podmuch
Na środku sali w worku leży jakaś staruszka
Przerzucił ją przez ramię i
Uciekł na paluszkach "Smakuje jak kurczak
No popatrz jak cię karmię"
Ciało starszej kobiety sprawnie
Oprawił w wannie
Upichcił cały garnek pełen flaków i kończyn
Siostra z oburzeniem wyciągnęła
Z miski kolczyk
Parę dni było spokojnych, wyciszył jej apetyt
Leżał w nogach jak pies, oglądali kabarety
Śmiali się niczym dzieci
Naprawdę było pięknie
Właśnie takie proste chwile definiują
W życiu szczęście
Czuł, że nadejdzie lada moment ta chwila
Że jej głód się wybudzi
Z hibernacji jak żmija
Dziewczyna przytulając brata do cyców
Głaszcząc go zaczęła swój monolog po cichu
"Pamiętasz rodziców? Pamiętasz tamten obiad?
Najczystszy rodzaj mięsa
A nie jakiś tam ochłap
Myślę o tym od tygodnia", pogładziła bebech
"Tak bym chciała
Żebyś podarował mi cząsteczkę siebie"
Puściła beksę, "Błagam, zrób to dla mnie
Zachowasz się jak prawdziwy macho
Jak twardziel
Naprawdę, nie daj się o to więcej prosić
No ile mogę jeść tych wysuszonych trocin?"
Poszedł do szopy, zbyt długo to nie trwało
Przyniósł piłę mechaniczną
Którą zajebał drwalom
Ona uśmiechając się wciąż ciągnęła ten temat
I niemal dostała ślinotoku z podniecenia
"Apetytu nie mam, nie muszę dużo zjeść
A na przykład twoja łydka
Przypomina kurzą pierś
Usiądź gdzieś nad miską, naprawdę to banał
Po prostu się skup i tnij poniżej kolana"
Do gara wlał oleju i postawił na palnik
Dodał na listę zakupów, że kończą się zapałki
Nadchodzi katharsis, oparł się o ścianę mocno
Włączył piłę i puścił młodszej siostrze oczko
Horror, jucha tryska po meblach
Zagryzł zęby z taką siłą
Że szkliwo zaczęło pękać
Skóra, ścięgna, łańcuch tnie więzadło
Trochę zaczęło trzeszczeć
Kiedy na kość się natknął
Siemanko, piła rozrywa piszczel
"Dlaczego do cholery to nie
Chce iść szybciej?"
W uszach zaczęło piszczeć mu
Na chwilę zasłabł
Czerń wchłonęła świat wokół jak gorący asfalt
Po kilku wrzaskach siostry
Podniósł do góry głowę
Był tak długo nieprzytomny
Że zapalił się olej
Spojrzał na lewą nogę i bordową kałużę
Zobaczył czerwony ochłap luźno
Wiszący na skórze
Słaby jak staruszek, spróbował się podnieść
Stracił sporo krwi
Ale musi zrobić coś z ogniem
Chwycił jakiś rondel i po
Prostu chlusnął wodą
Siostra, podnosząc krzyk, nazwała go idiotą
W powietrzu płonący ogon wybuchł znienacka
Patrzył z niedowierzaniem jakby
Czymś się naćpał
Umazana krwią posadzka nie pomogła mu uciec
Z osłabienia padł twarzą w oleistą juchę
Ogień ogarniał kuchnie, firanki i krzesło
Chciał wstać, lecz nie mógł
Bo już tak bardzo nim trzęsło
Czuł, że spada mu tętno
Spojrzał tylko na siostrę
Jak wierzgała grubymi nogami żałośnie
Płonęła już pościel i cuchnący materac
Ona miota się na ziemi jak żuk
Leżąc na plecach
Wyzwała go od śmiecia i upadła na bok
Długo cierpiała
Zanim ogień pochłonął jej ciało
Płomienie trawią dach
Wszystko się zaraz zwęgli
Ogień w ich życiu niczym
Sędzia wydał swój werdykt
I oprócz dogorywającej sterty mebli
Został po nich popiół i odór zepsutych wędlin

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

Dodaj rozszerzoną interpretację

Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu!

Najnowsze dodane interpretacje tekstów

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować