Słoń - Butterfly tekst piosenki (lyrics)

Wojciech Zawadzki

[Słoń - Butterfly tekst piosenki lyrics]

Kobietę zobaczył jadący do
Szkoły młody chłopak
Z bezpiecznej odległości kilka
Razy ją zawołał
Był późny listopad, 6 rano, środek pola
A ona po prostu stoi tam całkowicie goła
Wioska przy granicy, gdzieś za Zieloną Górą
Gdzie byś nie był o tej porze roku
Wszędzie jest ponuro
Młodziak nie myśląc długo zadzwonił pod 112
Mówiąc, że staruszka w polu wygląda strasznie
Zebrali się gapie, kiedy podjechał patrol
Takie cuda w okolicy raczej
Zdarzają się rzadko
"Jest wariatką!" rzucił szczyl
Z pryszczatą gębą "Ciotka ma Alzheimera
Robi takie rzeczy często"
Młodszy policjant przełknął ślinę
Czuł niepokój
Mimo zimy, po plecach spłynęła mu kropla potu
"Co tu robi Pani w
Polu?" zapytał starszy rangą
Próbując ukryć fakt
Że też przeleciał strach go
Stała po prostu patrząc, oczy pokryte bielmem
Wyraz twarzy jakby nie wiem
Ile musiała przecierpieć
Chuda niczym więzień z hitlerowskich obozów
Białe lico kontrastują usta sine od mrozu
Garść siwych włosów, skóra cienka jak werbel
Policjant chciał położyć jej na ramieniu rękę
Na co odpowiedziała przeraźliwie
Zdartym jękiem i zasłaniając się ze
Strachu opróżniła pęcherz
Ekipa w karetce też nie miała lekko
Uspokajający zastrzyk w końcu uśpił
Ją jak dziecko "Ona chyba przeszła piekło"
Powiedział ratownik
Jej zmęczone ciało było obrazem katorgi
Jak pomnik leżała, tak nieruchoma, blada
Dyżurujący lekarz od razu zaczął ją badać
I zamarł, bo jej wygląd i wycieńczenie ciała
Maskowały, że ma 3 dekady, dramat
Lewa ręka złamana, źle zrośnięta kość
I te oczy całe we mgle jakby pokrywał je wosk
Najwyraźniej ktoś kobiecie sprawił
Ciężką chłostę
Perforacja jelit, poranione drogi rodne
Bezbronna jak niemowlę
Śpi na łóżku pod ścianą
Policjanci próbowali ustalić jej tożsamość
Na próżno jej szukano w
Bazie zaginionych osób
Bo pomimo wielu starań nie było żadnego tropu
Lekarz zdał protokół z dokładnych oględzin
Zauważył mały znak na nadgarstku prawej ręki
Jakieś kropki, kreski
Jakaś szrama albo symbol
Coś na wzór plemiennych
Skaryfikacji robionych igłą
Przyglądał się bliznom, rósł mroźny lęk w nim
Nigdy w swej karierze nie
Miał podobnej pacjentki
Wyrwano jej trzy zęby
A na karku miała znamię
Wielkości pięciozłotówki keloidową ranę
Leży na oddziale ponad dwa i pół tygodnia
Karmiona dożylnie na wyciszających środkach
Nie powiedziała słowa
Nie było z nią kontaktu
Czasem tylko jęki nasilały się do wrzasków
W takim wypadku trzeba przewieźć
Ją gdzie indziej
Kobieta wymagała obserwacji psychiatrycznej
Z nieznanym nazwiskiem
Tak zwany pacjent "NN" trauma jest też raną
Ale sięga znacznie głębiej
Ponure miejsce, psychiatryczny szpital
Lata 80 w powietrzu czuć do dzisiaj
Na szybach warstwa brudu
Na ścianach lamperia
Mówią, że sam NFZ o tym miejscu nie pamięta
Zamknięta społeczność, trzymetrowa brama
Odizolowani ludzie od zewnętrznego świata
W oknach krata
Na niebie zimna twarz księżyca
W środku depresja, urojenia i nerwica
Jechała przez szpital, wciąż blada jak duch
Obraz beznadziei, ślina kapała jej z ust
Na dwóch łóżkach obok niej
Dwa podobne przypadki
Zapomniane dusze w stanie głębokiej apatii
Po kilku dniach trafił do niej młody wikary
Wszyscy go tutaj lubili, był pogodny
Roześmiany ale kiedy wszedł do sali
Spoważniał i zamilkł
Bo kobieta była żywym zaprzeczeniem wiary
Widział ludzi starych
Był nieraz świadkiem śmierci
Choroby, zaniedbania
Znał widok skrajnej nędzy ale wierz mi
Jej oblicze zaparło mu dech w piersi
Miał wrażenie
Że dziewczyna każdym gramem ciała cierpi
"Pacjenci plotkują, że trzeba ją mieć na oku"
Mówi zza księdza starsza pani w szlafroku
Stała w rogu pokoju, schizofreniczka Maria
Podstarzała, opuszczona przez
Najbliższych malarka przyszła gwiazdka
Święta są tu raczej przykre
Tylko Pani Maria odwiedziła ją w wigilie
"Jesteś motylkiem" gada, głaszcząc ją po buzi
"To nieprawda co mówią o tobie
Że nie masz duszy"
Czas się dłużył, minął mroźny styczeń
Jarzeniówki świecą jak przykryte
Śniegiem znicze raz po raz wikary przyszedł
Robiąc obchód po salach
Przyglądał się dziewczynie myśląc
Że świat oszalał
Pracownicy szpitala, też mówili mu nie raz
Że w jej obecności czują nieopisany strach
Ta zniszczona twarz, przerzedzone siwe włosy
I te jęki przeszywające jak żądło osy
Którejś nocy w lutym, kobieta dostała spazmów
Wiła się niczym wąż chcący się ukryć w piasku
W jej kaszlu pojawił się gęsty czerwony kolor
Trzeba wziąć ją do wojewódzkiego
Szpitala na OIOM obok niej pielęgniarz
Drugi siedział za kółkiem
W tej starej karetce sam czułbyś
Się jak w trumnie
Pędzili z ratunkiem, ale co się stało
Szczerze? Nie wiem
Ktoś znalazł R'kę rozbitą na drzewie
Wypadków jest wiele, ale w tym wypadku
Znaków zapytania więcej jest
Niż solidnych faktów
Wewnątrz ambulansu siedział tylko nieboszczyk
Przebity grubą gałęzią trup kierowcy
W nocy było ślisko, ale nie w tym problem
Policyjny technik znalazł feler
Związany z prądem
Coś prawdopodobnie zawiesiło
Elektryczny układ
Lecz przy takiej kraksie trudno
Jest dojść do źródła
Około 2 dób trwało przeszukanie lasu
Sanitariusz i kobieta przepadli bez śladu
Na miejscu wypadku też nie
Było żadnych tropów
Zupełnie jakby się oboje rozpłynęli w mroku
Ksiądz, robiąc obchód
Spojrzał na jej puste łóżko
Na zawsze zapamięta te oczy ziejące pustką
Tej nocy nie mógł usnąć
Bo widział jak malarka
Śpiewając rysuje blizny dziewczyny
Na kartkach

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

Dodaj rozszerzoną interpretację

Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu!

Najnowsze dodane interpretacje tekstów

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować