Słoń - Gabinet Luster tekst piosenki (lyrics)
Wojciech Zawadzki
[Słoń - Gabinet Luster tekst piosenki lyrics]
Kiedy obcy ludzie piorą twoje brudy
Tak nienawidzą swoich wad
Że czepiają się cudzych
Znam wlewanie w siebie wódy
Uciekając od problemów
Bo trudno jest się dogadać
Między Marsem a Wenus nic nie mów
Usiądź w fotelu wygodnie i popatrz
Znam uczucie nienawiści i wiem
Jak to jest kochać czasem zdarzy się wtopa
Często robię coś na opak
Bo każdy z nas nieraz się
O jakieś gówno otarł jestem zwykły chłopak
Chciałbym bujać się Mercem
Zarabiam na tym, co robię
Wkładając w to całe serce
I nawet jeśli na koncercie gadasz
Ze mną z bliska to prywatnie się nie znamy
Zachowaj rozsądny dystans
Słoń to satanista, łby tak o mnie mówią
A sami na temat Boga wiedzą tyle, co o UFO
Niejeden bufon poczuwa się do roli klechy
A wyjęty cytat z Biblii
Ma tłumaczyć jego grzechy
Znam kobiety jak cisną po
Szczuplejszych bez powodu
Potem ryczą same w chacie
Wpierdalając wiadro lodów
Znam też takich ziomów
Na których nie spojrzy żadna dupa
A każdy z nich nawija jaki
Nie jest z niego ruchacz
Nie jesteś 2Pac, weź się w końcu ogarnij
Powiedz jak długo chcesz się
Własnymi kłamstwami karmić
Chcesz być na siłę fajny
To serio twoja sprawa
Ja wolę być sobą niż całe życie udawać
Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami
I bardzo często sami sobie zadajemy rany
Ja nie dam się omamić, ludzie to pijawki
Naginamy kłamstwa na potrzeby własnej prawdy
Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami
I bardzo często sami sobie zadajemy rany
Ja nie dam się omamić
Wszyscy niby tym gardzą
Każdy z nas jest po części hipokrytą i kłamcą
Ten niby sukces nas nie zmienił
Choć jesteśmy z siebie dumni
On zmienił kilku kumpli
Robiąc z nich zwykłe kutwy bezmózgie kukły
Prawda wychodzi na jaw w kłótni
I nie mam w sercu miejsca
Dla siejącej kwas kurwy
Znam pijackie rozjebundy
Które kończę jak denat
Kac moralny, pusta kiejda, wierz mi
Znam temat
Zarabiamy w PLN'ach, wydajemy w euro
Tylko Polak potrafi przelać z
Pustej szklanki w pełną
Ty weź mi nie pierdol
Że intencje masz czyste
Bo pierdolenie populizmu stało się populizmem
To prosty biznes
O ludziach świadczą ich czyny
A kiedy chodzi o hajs
Moralność znika jak Houdini
Skurwysyny cieszą ryj
Kiedy leżysz na dechach
Bycie chujem to cecha i nawet
Pisze się przez ch czuję w bebechach
Że tutaj niektórzy ludzie cuchną
Jak odwrotność alchemika zamieniają
Złoto w gówno
Czasem emocje wybuchną i zwycięży złość znowu
Czasem wychodzę z siebie i
Rozjebię coś w domu
Nie wierz w to, co powiedział ktoś komuś
Masz dość wrogów
Nie licz na łaskę, o litość proś bogów
Życie da ci w kość, ziomuś, powiem ci prawdę
Jesteś jak złodziej mówiący o tym
Że się nie kradnie
To takie łatwe oceniać innych ludzi
Tak jak ty byś sobie kurwa
Nigdy rąk nie pobrudził
Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami
I bardzo często sami sobie zadajemy rany
Ja nie dam się omamić, ludzie to pijawki
Naginamy kłamstwa na potrzeby własnej prawdy
Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami
I bardzo często sami sobie zadajemy rany
Ja nie dam się omamić
Wszyscy niby tym gardzą
Każdy z nas jest po części hipokrytą i kłamcą