Słoń - Syfilis tekst piosenki (lyrics)

Wojciech Zawadzki

[Słoń - Syfilis tekst piosenki lyrics]

To wycieczka w zgniły świat cuchnących ulic
Oddech starej kurwy, trąca chujami żuli
Jad tarantuli, wygłodniałe szczury
Wenery wypełzają z jej rozrodczej dziury
Nieczuły klient rżnie ją jak pług
To szesnasta noc pod rząd, pada już z nóg
Śmierdzi jak trup, nie myła się od wtorku
Łonowy łupież, grzybica i szkorbut
Od środka jej korpus powoli gnije
Roznosi kiłę, cuchnie jak tyłek
Nie dotkniesz jej kijem, wiem to na stówę
A są tacy którzy płacą za jedzenie jej gówien
M-m-m-m scenariusz jest czarny
Młoda Koreanka, osioł i dwa karły
Wartości umarły, człowiek to zwierzę
Pielęgniarki wkładają niemowlaka w kieszeń

Dam-diri dam-diri-diri dam dam
Bóg nas opuścił, pieniądz to nasz pan
Dam-diri dam-diri-diri dari-rej
Nastoletnie matki w bramach ćpają klej


Dam-diri dam-diri-diri dam dam
Zakażenie wdarło się do ran
Dam-diri dam-diri dari dari-rej
This type of shit, it happens every day

Jebiąca para ćpunów, żebra na przystanku
Marne potłuczyny, legendy polskich punków
Zaliczyli bankrut a dzisiaj klin klinem
Gdy mają ile trzeba to kupują heroinę
Zgniłe rany po zabrudzonej igle
Jej syfilis miesza się z jego tryplem
Cuchnie ohydnie, rój much wokół krąży
Bezzębna dziewczyna w trzecim miesiącu ciąży
Oczy za mgłą, znów poroniła płód
Krew spływa w dół po wnętrzu brudnych ud
On jak żywy trup, idzie powoli w przód
Nie liczy się nic więcej niż heroinowy głód
W jego żołądku wrzód nagle pęka
Okropna męka, umarł na jej rękach
Młoda panienka nie wie co to żal
Wzięła to co miał przy sobie
I poszła w siną dal


Starszy pan przy trumnie wyciera
W rękaw spermę
Z jego kochanki wydobywa się ferment
To było pewne, że już jej nie zapłodni
W końcu była martwa od ponad trzech tygodni
Leżąc pod nim nieruchomo patrzy w sufit
On głaszcząc jej twarz czule do niej mówi
Od zawsze lubił zimne, śmierć go podnieca
Eros Ramazzotti i kolacje przy świecach
Była kobieca pomimo, że zmarła
Całując sine usta, wciskał język do gardła
Martwa kochanka, szczyt jego marzeń
Nocami zwiedzał pobliskie cmentarze
Miejscowi grabarze skitrali się w krzakach
Już nie porucha, powinęła mu się łapa
Jak już dał się złapać
Nikt nie chciał dać wiary
Że lokalnym trupojebem okazał się wikary

Moi drodzy, bo najważniejsze w kochaniu zwłok
Jest to, że nie marudzą, hahaha

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować