Słoń - Wersy tekst piosenki (lyrics)

Wojciech Zawadzki

[Słoń - Wersy tekst piosenki lyrics]

Mówią mi Słoń, jestem stąd
Nie gram rapu dla dzieci
To jest jak ostre narzędzie
Którym się możesz skaleczyć
Stoje na przeciw tych dziwek
Które moralnie upadły
I trudno jest być aniołem
Jeśli wokół są diabły to ten szkaradny styl
Brzydki jak Mick Jagger trenuje bragge
To kolejny wielkomiejski szlagier
Niosę przed siebie flagę, mimo ulew i wichur
Bo mam Miłość do życia jak Paluch i Pihu
Sram na polityków, ścierwa skore do zdrady
Nie dacie rady, zatrzymać młodzieżowych zadym
Jebać wasze układy, fałszywe uściski dłoni
Cuchnący ślad na rękach zostanie
Jedynie po nich
Jak Koni: Żyjemy jakby nie miało być jutra
Zimna wódka, błędy opłakane w skutkach
Codzienność jest okrutna
Życie to prostytutka
A szczęście w kartach i miłości
Chyba tylko Bóg ma
Niesprawiedliwy układ, dostawać grosze netto
Nic dziwnego że ulice tu przypominają getto
Słowa w samo sedno, trafiają jak Wietkong
A diabeł, to wszystko wciąga zawiniętą setką
Powiem Ci jedno, nie ufaj tym kłamcom
Oni od pokoleń zabiją, kradną, gwałcą
Oni upadną jak Samson, niewidomy siłacz
Bo zwykła jednomyślność już
Nie jednego zgubiła

Pcham wersy do przodu, pokładam w nich wiarę
Niejeden się potyka i marnuje swój talent
Styl ciężki jak walec, przed siebie wytrwale
A system tak naprawdę ma więcej wad niż zalet
Pcham wersy do przodu, w górze środkowy palec
My szlifujemy gware stale, jadę dalej
Kolejny dzień, kolejny balet, synu nalej
A scena płonie jak stosy czarownic w Salem

Nie daj wcisnąć sobie gówna i
Zrobić z siebie durnia
Wiesz co mnie tak wkurwia
Ta cała wtórna chujnia
Z centrum po suburbia, oto liryczny furiat
Sram na plastik
Więc nie jara mnie uroda Górniak
Kolejna burda, znowu napierdalanka
Nie jeden szczon ma pecha i
Kończy balet na sankach
Kogoś wynosi bramka, granda w nocnych klubach
Nie da się logicznie myśleć
Jak we łbie szumi wóda
Ona rozkłada uda, przed niejednym zgredem
Młoda gwiazda z dyskoteki
Klepie umysłową biedę
Ma 21 wiosen i urodę jak próchno
Możesz za kilka drinków zwalić
Konia jej żuchwą
Jedni cuchną jak bezdomni pod starym mostem
Inni walczą o jutro
Zdzierając skórę z kostek
Technologiczny postęp? nie świadczy o niczym
Nadal jesteśmy zwierzyną
Walczącą o życie w dziczy
Słyszysz? ludzie dzielą się na
Łowców i ofiary tak więc, zanim coś powiesz
Mierz słowa na zamiary nigdy nie trać wiary
Musisz mieć nerwy ze stali
A życie z nas ucieka jak dym z płonącej flary
Doktor Caligari, świat zbrodni i kary
Powoli się wylewa żółć z przepełnionej czary
Widzę wyraźny zarys tego, co się wokół kręci
Anioły, demony, potępieni święci


Yo, Yo, Yo, 2010 Demonologia, Mikser Słoń
Wersy Ludzie Hip Hop EP, tej tej tej tej
To są Wersy, Ludzie, Hip Hop (co?)
To są Wersy, Ludzie, Hip Hop (kto?)
To są Wersy, Ludzie, Hip Hop
(sprawdź to gówno)
To są Wersy, Ludzie, Hip Hop

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

Dodaj rozszerzoną interpretację

Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu!

Najnowsze dodane interpretacje tekstów

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować