AK-47, MAX - Superbia tekst piosenki (lyrics)
Maxwell Schneider
[AK-47, MAX - Superbia tekst piosenki lyrics]
Z takim podejściem nie będzie Cię szanowano
Jestem zniewieściały?
Jesteś do potęgi przebywanie z tobą
Doprowadza do mdłości i męki
Nie jeden czuje lęki przed Tobą
Że zawsze chodzisz z uniesioną głową
Innych taktujesz źle
-Czy jestem sobą?
-Charakter taki masz i wolą Bożą
Jest to byś takim był
Byś żył z dozą niedoli
Przestań tak pierdolić
Ze mną nie jest tak źle
A powoli zmieniam się na lepsze w
Ciągłej pogoni za lepszym jutrem
Bo chcę żyć godnie nie za
Murem ozdobionym kolczastym drutem
A wity łańcuchem
Okazałem skruchę, pokorę i żyję duchem
Nie chciałem, a chciałem jeszcze żyć lecz za
Karę idę do piekła
Max rozumiesz to? Tylko nie kłam
Powiedz jak jest i że los
Trzymam w swych rękach
Na jakim szczeblu stoję to
I wyłącznie ma męka
Do celu dążę wciąż, a jestem co wymięka
I targa się na życie, wewnątrz pęka
Przecież ty to zrobiłeś, przecież nie żyjesz
Elegancko się powiesiłeś
A co przedtem mówiłeś?
Że ten kto nie da rady jest
Tchórzem takim jak ty i powtórzę
Gdybyś był dobry to byłbyś na górze
I szedł do nieba?
Ah, jak bardzo bym chciał lecz
Mnie tam nie ma
A jaką radość miał ten, co szedł
Jak wrażenia?
Lecz pychą żyłem, skupiałem się na sobie
Choć nikim wielkim nie byłem
To taką myślą żyłem i chciałem być lepszy
Wkrótce etap się zaczyna
Że chcesz być najlepszy
Innych traktujesz źle, a ciebie to cieszy?
Jesteś śmieszny
Pierdolisz jakbyś był najmądrzejszy
Tylko ty i twoja ksywa, ta twoja maksyma
Te twoje mądrości
Ile w tym prawdy i wiarygodności?
Sam sobie odpowiedz, powoli zaczynasz jarzyć
Nie jesteś taki głupi
Dowiedz się a to się wkrótce wydarzy
-Ehe, jeszcze mnie jakoś olśnisz?
Kim ty kurwa jesteś?
Tobą dla twej wiadomości
-Dość mi tych bzdur i twej zacnej życzliwości
Znowu łżesz bo jestem złośliwy z zazdrości
Nienawiścią karmiony
Zawiścią przeżarty do kości
Jestem twoim odbiciem
Nie mów że nie poznajesz
Chciałeś zmienić swe życie
I stać lepszym się chciałeś
Nie zadbałeś o siebie
W prawdzie jutra się bałeś
Bo wyprawy nie znałeś
Choć podświadomie wiedziałeś
Że w końcu do niej dojdzie
Twój wyrok zapadnie w sądzie najwyższym
Więc przed sadem mów mądrze
Sąd nie jest przychylny dla takich jak ty
Wiem kiedy jest zły
Więc i ty staniesz się winny
Mów co chcesz, nic nie wzruszy mnie
Uczę się z dnia na dzień, wiem co
Gdzie i za ile kto gra pierwsze skrzypce
Kto przegrał bitwę, kto poległ
Walcz o swoje, walcz o progres ziomek
Styknie, to proste znaleźć w
Sobie odwagę i siłę
Oddycham bo żyję, żyję dla
Nich nie dla siebie, wierzę w to co robię
Wierzę w siebie, nie zmieniam świata
Zmieniam siebie a to gryzie ciebie, kropka
Kolejna zwrotka -Niepoprawnie
-Kolejny dzień -Optymistycznie, fajnie
Wypijmy za wschodzące słońce i deszcz
Przypal stres
Poukładaj mes no bo bardzo łatwo
Znaleźć się na wyżynie
Podwójne życie, czy to dzieje się naprawdę?
Oddaj swe życie, tak na poważnie
Sprzedaj duszę diabłu
Cienka linia, tu gdzie przemoc i adrenalina
Mocne fatum, oddaj się diabłu
Nic się już nie liczy
W imię czego? Na co liczysz?
Być nie mieć, ja mogę mieć tego w chuj
Ja mogę wszystko, byle dużo, byle więcej
Czyste serce, brudne ręce
To co chcesz, daj mi więcej
Wole mieć bo pieniądze nie śmierdzą
Daj hajs, a na pewno mi już wszystko jedno