Bosski Roman, Dixon37 - Pożegnanie z ulicą tekst piosenki (lyrics)
[Bosski Roman, Dixon37 - Pożegnanie z ulicą tekst piosenki lyrics]
Ja się nigdzie nie wybieram
Prawdziwi to wiedzą ludzie
Fałszywy poniekąd skurwiel
Będzie czepiał się tytułu
Parszywych dopiero ujrzę
Jak będzie tu cierpiał z bólu
Robię pożegnanie rapem leszczom, frajerom
Burakom wrzeszczą, chwieją i bujają się
Z zasadami na bakier
Wiesz co? Śmieją i udają
Każdy wabi się kozakiem
Dobrze wiemy, kim Ty jesteś
Więc na chuj mi jakiś papier
Na zasadach trwam nadal, to masz tu na bank
Na pewno na tej drodze obawa odpada
Mam bracie pewność
Jestem bardziej jak Frank Costello
Mniej jak Don Vito
Choć genovese pesto wpierdalam często i syto
Byłeś lojalny jak penis w dupie
A teraz się dziwisz że Ci sarkofagu nie
Funduje arcybiskup Dziwisz
Za to go frustruje, to moralny trup, widzisz?
No czego się spodziewałeś za
Kurestwo na ulicy?
Nie stój biernie, bezczynnie, bezsilnie
Schody donikąd
Wychowany na Firmie prawilny młody bandyto
Przypał robi jak w kinie
Na filmie modny Carlito
Ale sława przeminie i zginie głodny na wyrost
Wypierdalaj z ulicy na smyczy hipokryto
I co tak się teraz dziwisz?
Masz finito ty cipo
Za plecami z zasad szydzisz, padłeś nisko
Widzisz to?
Targaj chory łeb po ziemi, głupia glisto
Weź idź stąd! Pożegnanie, pożegnanie z ulicą
Dla tych leszczy i pozerów
Którzy zasad nie widzą
Dla tych małych skurwysynów
Którzy z szacunku szydzą
Pożegnanie, wypierdalać, ten kawałek kaplicą
To 16 wersów prawdy o naszych rejonach
Ulicy, emigracji i polskich domach
Tych wersów, które ciszą kurwy z podwórek
Tych wersów, które wjadą tam ostro z butem
Spompowane leszcze, groźne miny w klipach
Hajs ponad wszystko, zakochani w plikach
Naćpane matoły, gdzie tam jest ulica?
Gdzie kurwa zasady
Gdzie szacunek ja się pytam
Gdzie macie szacunek i oddanie do wspólnika
Dużo słów, przypał i w moment go wydał
Takich małolatów po rejonach lata stado
Palą co się da, co się da, to ukradną
Potem na komendzie trzeba
Ponieść konsekwencje
Często są to przecież dzieciak skute ręce
Jeśli nie dorosłeś, siedź na dupie w domu
To prawdziwy rap Firmy i Dixonów
Pożegnałem się już nieraz, nieraz będę wracał
Kocham wszystko co też nieraz
Kocha żywot skracać
Trzymamy się zasad, ale też czas robi swoje
Są ważniejsze rzeczy dla osoby mojej
Są ważniejsze rzeczy niż
Przejmowanie się niczym
Bo "nic" to są rzeczy
Którym palę tysiąc zniczy
Życia alergicy pośród ładu dziczy
Zamiast pobyć w ciszy, pierdoli kurwa, kwiczy
Bez perspektyw będziesz ciągle
Stawał w miejscu
Sensu nie widzi, odstępuje, nie
To nie po męsku
Dobrze człowiek wie, życie pełne precedensów
Za dużo ufności, za dużo podstępów
Żegnam się więc zatem z każdą głupią rurą
Z każdym pseudoprawilniakiem
Z każdą konfiturą
Z każdym tym, kto kiedyś zaufanie budził
Dziś już nie ma ich
Dziś już dla mnie nie są ludźmi
Pożegnanie, pożegnanie z ulicą
Dla tych leszczy i pozerów
Którzy zasad nie widzą
Dla tych małych skurwysynów
Którzy z szacunku szydzą
Pożegnanie, wypierdalać, ten kawałek kaplicą
Widzę jak leszcze chcą oddać jej serce
Później kimają, szamają
Szczają w ślepej alejce
Chcesz żyć bezpiecznie? Pozostań na fejsie!
Ten kto mądry
Ten skromny i nie błyszczy na mieście
Przejdź się nocą osiedle, poczuj to miejsce
Tu procenty i śmiecie zwalą kopa na szczękę
Nie jednego przesąd dopadł
Koszmar o Rakowieckiej
Szósta rano wjazd na bazę też
Miało nie być pięknie
Szary beton, kurwy węszą 24h na oriencie
To nie słońce, nie piasek
Dropsy i szmaty w Mielnie chcesz się bawić
To się baw własnym fiutem w ręce
Po chuj się kurwa pchasz tam
Gdzie nie Twoje miejsce?
Choć sam tu nic nie robię
To znam ją jak własną kieszeń
Zakamarki, bloki
Klatki znów zapraszam na pętle
Tu na VIP-ach Cię przywita
Ekipa od uzależnień
Dalej żyją ulicą waląc browar na kreskę
Dalej żyję tu, gdzie żyłem
Ale kilka stopni wyżej
I na własne oczy widzę
Co się dzieje na rewirze
Kto obraca w gruz to, co było na mur-beton
Kogo nie ma już, bo poświęcił tu rzecz świętą
Jedną i prawdziwą, która nas tutaj trzyma
Ponad hajsem, ponad wszystkim – przyjaźń
Jednym słowem
Jednym gestem łatwo to zabijasz?
Mogło być tak pięknie
Teraz już nie ma wybacz
Nie ma zrozumienia, nie ma przebaczenia
Strzała!
Jeśli zasadami tylko wycierasz se chała
Zostanie ekipa, mocna jak lodołamacz
Ty pakuj plecaczek i wskakuj w swój kajak
Zawsze znajdzie się ktoś, kto jest zakałą
Kto dla satysfakcji innym podcina gałąź
Ciao, bez pozdrowień
Krzyż na drogę to za mało
Niech tym śmieciom po nogami
Same chuje wyrastają