Emen, Duchu - Boeing tekst piosenki (lyrics)
[Emen, Duchu - Boeing tekst piosenki lyrics]
I myślę o tym
Czy twoje zapłakane oczy wyschły
Od kiedy powiedziałem "pa"
I że wrócę i że masz czekać nie jest OK
Ale tak musimy żyć z tym
Czuję się podatny na emocje a śmiałem się
Ze jestem ponad tym w końcu tak jest dobrze
Teraz czuję mocniej i myślę o tym
Jak gnasz do domu furą i
Od łez nie widzisz drogi, kurwa!
Ja lecę nad ziemią, żyje marzeniami
Przez to chyba coraz częściej piję
Za rozstania za nami i już nie ma
Że razem gdzieś zasypiamy nachlani
Albo potrafimy gadać całe dnie
Wiesz, ze mógłbym zostać ale kurwa
Nie podejmę decyzji bazując tylko na emocjach
I to nie jest proste i wiem, że boli póki co
I'm fallin
Ale wierzę, że wzlecę w górę, jak Boeing
Wzlecimy razem nie wiem może
Może czas goi rany wiem tylko
Że to nie był dobry pomysł
I kurwa mać, czuję się nadzwyczaj głupio
Bo nie byłaś tylko głupią, tępą suką
A wspomnienia o tobie, to nie takie
Które nie wrócą
Po tym, jak mi inna szepnie coś na ucho
Wiem, że to nie miłość - jesteśmy za młodzi
Ale ja muszę poszaleć
Ty musisz mi przeszkodzić
Żebym nie puścił okazji na nas przestań!
Znam poligamistów
Którzy w ogóle nie czują szczęścia
A ja wezmę to, co moje
Stoje między jedną bramką
A drugą bramką - w połowie
Myślę, ze wszystko jest przypadkowe
Dlatego nie wiem dlaczego oboje
Sobie zawracamy głowę
Nie ma tutaj nic oprócz smaków
Niedosytu, mojej bezsilności i twojego płaczu
I to nie jest proste i wiem, ze boli póki co
Ułożyłem sobie życie, tak pod moje zwroty
Ułożone życie, alko, dupy i głupoty
Moi rówieśnicy mają skuny i kłopoty
To było fajne, kiedy byłem, kurwa, młody
Dziś w ogóle nie czuję
Szczęścia uniesienia bardziej
One moje nasienie smaczne? No, siema, Marcin
Wiesz o kim nawinę wiesz o kogo cie zapytam
Kiedy mu wypierdolisz będę pewny: spoko
Nie ma typa będę jeśli spoko nie ma typa
Będę się źlił i przeklinał za to
Że to mnie dotyka taka jedna i za to
Że to nie mnie już dotyka i
Się leczę po niej czasem
Ale nie penicyliną spotykał
Emen moje kamikadze
Gdy ją spotykałem endorfiny skakały
Mi za każdym razem bywała jęczydłem
Jarały mnie w niej wdzięk i wydźwięk i
Chwilami, gdy widzę ją na ekranie czuję
Że zaraz chujem wybiję ekran i tam po drugiej
Stronie znajdzie się u niej
Wtedy katapultuję się i kapituluję
A znam poligamistów
Co na telefon mają po siedem KUREW!
Chwilami to lubię i chwilami mam tak samo
I nikomu to nie imponuje i nie lecę w górę
I łapię na trochę focha na niunie
Gdy u mnie siedzi nago i dzwoni jej koleś
A ona jak to kocha go czule
Mam Polskę - ugh! Weźcie, się jebcie, Wyspy
Pozrywam, jak dziecko, liście
Przejdzie jej to, czy nie przejdzie nigdy
Takie wczuty? miej w nie wyjebane
Wejdź w refleksje, nieco głębiej
Nie w nie i tak się uniosę
Jak Boeing na niebie
Trzy godziny po północy ze złości na siebie
Ona ściągnie kieckę, stringi
I wciągnie kreskę z innym
I dojdzie w kimś niesterylnym i'm fallin
Nic nie wiem o miłości kurwa!
Nic nie wiem o miłości
Wiem, jak ją zapytać o przysługę
I wiem, jak za daleko się posunąć
Ona nie wie, że to tylko ten sam numer
To tylko ten sam numer taki sam zawsze
Nie byłaś tylko głupią tępą suką
A wspomnienia o tobie, to nie takie
Które nie wrócą
Po tym, jak mi inna szepnie coś na ucho
Może czas goi rany
A może ich po prostu nie doceniamy