HuczuHucz, Leh, Rover - Brak mi tekst piosenki (lyrics)
[HuczuHucz, Leh, Rover - Brak mi tekst piosenki lyrics]
Był ten powietrza zapach i brak mi czasu
Który nadal prędko spieprza w latach
Brak mi wieczorów, kiedy nieznany był melanż
Pierwsze pary
Niektóre z nich przetrwały do teraz
My w klatkach lub melinach
Bo często lało za dnia
Przynosiła rap na taśmach
Nagrywała nam go z radia
Dziewczyna jak każda inna, miła jak żadna
Była jak czarna bila, bo wpadała tam ostatnia
I nigdy nic nie piła
Zawsze dwoje trzeźwych oczu
A, gdy wychodziła nie umiałem do
Niej więzi poczuć innej
Niż to, co było, wtedy
Między nami chyba dziwnie, miłość
Czy jakoś tak to się nazywa
Dzisiaj znamy się gorzej
Bowiem musieliśmy dojrzeć
I mijamy się na dworze
Często unikając spojrzeń
I myślę o niej ciągle
Choć byliśmy niepoważni
I brak mi jej najmocniej
Lecz to wymysł wyobraźni jest
Brak mi słów, poza jednym, dlaczego?
I brak mi znów, prócz jednego
I dobrze wiesz czego brak mi znów
I sam nie wiem czego brak
Mi już i czuje niemoc
Brak mi skrzydeł, by się wznieść ponad asfalt
Upadły anioł co zostawił serce w zastaw
Obwiązał pętlę na szyi, to namiastka błazna
Chciał przez nią skoczyć
Choć nie była tego warta w śnie
Stałem nad nim i trzymałem sznur w palcach
I kurwa, gdybym wiedział
Że ta chwila jest ostatnia
Stanąłbym przed nim, za nim i trzymał
By złapał oddech (czemu dałeś mu odejść?)
I brak mi go Boże, jak Uli na co dzień
Jak przyjaciół, gdy sam zostajesz na lodzie
Jak ludzi
Którzy jak ja pójdą za ten rap w ogień
Bo mają tylko to nic więcej
Więc niosą płomień
Pozwalam sobie na wszystko
Za wyjątkiem skargi
Choć słyszałem raperów, co klękają do laski
Ponoć jestem dobry, ale czegoś brak mi
Brak mi wiary w siebie
To nie wymysł wyobraźni
Brak mi słów, poza jednym, dlaczego?
I brak mi znów, prócz jednego
I dobrze wiesz czego brak mi znów
I sam nie wiem czego brak
Mi już i czuje niemoc
Kiedyś flaszka na trzech wypijana w parku
Którą ktoś z nas wyniósł starym z barku
Szybko podawana z ręki do ręki
Zacieśniała nasze szczeniackie więzi
A dziś usiądziemy przy stole, parę lat starsi
A butelka na blacie zadziała jak zapalnik
I trochę brak mi tych czasów, Menciu
Kiedy alkohol nie podnosił mi temperamentu
Może przez to szukałem spokoju w samotności
W momencie, kiedy potrzebowałem bliskości
Pamiętasz? Mieliśmy pokazać plecy światu
A skończyło się, jak zwykle, pierdolone fatum
Dziś zakładam kaptur i udaję się w te miejsca
Okryte goryczą, ale i tak chcę pamiętać o tym
Czego dzisiaj tak bardzo brak mi
Choć nie wiem
Czy to prawda czy wymysł wyobraźni
Brak mi słów, poza jednym, dlaczego?
I brak mi znów, prócz jednego
I dobrze wiesz czego brak mi znów
I sam nie wiem czego brak
Mi już i czuje niemoc