Kaczor, PIH, Lukasyno - Człowiek w ogniu tekst piosenki (lyrics)
PIH [Adam Piechocki] Białystok, Polska
[Kaczor, PIH, Lukasyno - Człowiek w ogniu tekst piosenki lyrics]
Na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja
Niech płonie mic ten, kartka płonie tusz tu
Jestem jak fighter w ogniu swego kunsztu
I chociaż kraj ten chciałby
Gdzieś mnie zdeptać
Hmm nie mogę przestać, dar ten mam by besztać
Orzeł czy reszka
Ja nie omieszkam wejść na bit
Niech ogień strawi tak wszechobecną
Dziś zawiść tu ktoś mnie poprawi? Na wskroś
Tępawi rzucą kamień
Goliat i Dawid toczą znów walkę o przetrwanie
Pośród tych panien
Dla których wartością pieniądz
I zwykłych głupców
Co karmią je błyszczącą ściemą
Mówców mnogość, każdy właściwą drogą idzie
Gdy dotykają hajsu zapominają o wstydzie
Kroczyłeś za mną ogniu, gdy zaczynałem
Cwałem w dolinę ciemną, w niej nie zostałem
Znów pod obstrzałem, ot co po sobie zostawię
Ja w ogniu człowiek naprzeciw
Niejeden plugawiec yo
Ja człowiek w ogniu stoję
Na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja
Ten świat szumowin, chciwych oczu
Potoku fekalii
Poderżnąłbym mu gardło, zwinął w dywan
Podpalił przecinam hamulce, z boku patrzę
W ogniu chwały
Płonie metal karoserii poskręcany
Wraz z ciałami
Do tego systemu zawsze miałem dystans
Zajrzyj w moje oczy -
Po neuronach skacze iskra stoję na szczycie
Łapię wiatr w otwarte dłonie
Pode mną Meksyk płonie, dym, pola makowe
Czuję fałszu agonię
Słowa jak Mołotow - koktajl
Otwarte okna, wrzucam śmierć do środka
Sznur był za krótki - tak
Między diabłem a Bogiem
Siedziałeś z pętlą na szyi
Wezwałem na pomoc ogień śmierć skurwysynom
Zmarszczki z twarzy spłyną
Olimp w ogniu, gaszę go benzyną
Świat, na którego fizys kiepuję pety
Twoje puste oczodoły i stopione dwie monety
Pierdolony fetysz co tak patrzysz suko?
Nie mówiłem? Będzie kiepsko, jak masz sucho
Dni Ostatnich Kościół, sentencja wyroku
Z syfu pozostanie pozbawiony wstydu popiół
Ja człowiek w ogniu stoję
Na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja
Niczym wschód oślepia blask w
Szybach tych wieżowców
Za mną gruz, w garściach piach
Pył spalonych mostów
Swąd i smród niesie wiatr, kołysze do snu
Na podeszwach roztopiony plastik sezonowców
Z twarzy ścieram popiół, przemywam kamuflaż
Wrócę tu znów o zmroku, w dłoni rdzawa szufla
Wieczny powrót, tako rzecze zaratustra
Krew na bruku
Głoszę pokój na mych wrogów trupach
Paść by powstać, wstać by upaść, nie ma końca
Zaminuję skrót do wczoraj
Na przedpolach jutra
Gdy nie wrócę na noc, mamo nie bądź smutna
Żyłem tu prawdziwie, fartem uniknąłem pudła
Idę w ognień, idę w żar, idę w dym
Weterani elitarni, militarny styl
Człowiek w ogniu, żywioł pasja ponad zyl
Przy mikrofonie ci co oddali serce dla gry
Ja człowiek w ogniu stoję
Na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja