Pezet, Onar, Bilon - Equipment tekst piosenki (lyrics)
Pezet [Paweł Kapliński] Warszawa, Polska
[Pezet, Onar, Bilon - Equipment tekst piosenki lyrics]
Które od zawsze pierdoli policję
Uśmiech na twarzy, Adidas Equipment
90, 9-7, 9-5 za nawijki propsy
Szama od chińczyka na ścianach bombing
Na ścianach ksywki dla potomnych
Się prują dziwki
Które nie mają takich wspomnień
Kiedyś Ursynów dobry szlak przerzutowy
Kiedyś Cybisa Straße
Ja i moje ziomki wiem po co jest majk
Pcham na cały kraj coś co musi Cię obudzić
Jak naprawdę ciężki bas jebać cały fałsz
Miękki jak hash robimy robę
Która wgniata w fotel jak naprawdę ciężki bas
Nasze ksywy to nie nickname na youtube
Pierdole twój fejm, twoją stylówę
Mówisz nie jestem modny robię to co lubię
Połóż mi białe róże, moje płyty na trumnie
Gimby wierzą teraz w to co widzą w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam i nagrywam
Gimby wierzą teraz w to co widzą w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam i nagrywam
Wielu wariatom tu na hawir wjeżdżała policja
Poszukiwani byli coś jak Al Zarkawi
Za swój kwit z ryzyka
WaWa nie Abu Dhabi, Ursynów, stolica
I choć nas nikogo nie zabił
To są historie życia czasem serce krwawi
Wyrzucam tu na bitach prawdy
A nie kręcę film jak Kusturica
Biorę majka jakbym miał karabin
Punch – jak strzał z kopyta
To ścina z nóg jak śliwowica
Mam wspomnienia dobre
Chociaż czasem mordy były głodne
Powstawał hip-hop na Ursynowie
Buty sportowe i szerokie spodnie
I to było nowe jak
Powstawał hip-hop na Ursynowie
I więcej dla nas znaczą niż pieprzony bitcoin
Choć żyliśmy szybko
Niby nie mieliśmy nic, lecz mieliśmy wszystko
Chociaż czasem ten pieprzony dzień
Ciągnął się jak sitcom
No i zawsze gdzieś na ławce
Siedział typek z fifką
Ja mieszkałem wtedy na Puszczyka
Onar na Cybisa znajdź we mnie naturszczyka
Nie farbowanego lisa
Nie wiem w co gimby w sumie wierzą dzisiaj
Ale chyba w ten brudny hajs w
Drodze od mamy na tenisa
Gimby wierzą teraz w to co widza w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam i nagrywam
Gimby wierzą teraz w to co widzą w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam i nagrywam
Brzeg lewy, na Moko, Morskie Oko
Raczej z niskiego startu lecimy na wysoko
Jest blisko, wszystko w zasięgu ręki
Kiedyś chłopcy z osiedli musieli się zakręcić
Dziś nie ma chwili na przemyślenia
Z bomby zalewa nowe, opakowana ściema
Uważaj krąży ból, zalewa znieczulica
Dom miałem z kart wychowała mnie ulica
Nie jeden ślad by twardo stać na ziemi
Coś zmienić coś zrobić by nie lądować w celi
Rap to ucieczka z getta do swego świata
Skrzydła już mam, teraz po prostu latam
I ty możesz latać
Jeśli zwyczajnie tego chcesz
Wiem, ciężko się jest poderwać
Jednak kiedy już się wzbijesz
Pięknie jest szybować ponad zwyczajnością
Gimby wierzą teraz w to co widza w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam i nagrywam
Gimby wierzą teraz w to co widzą w klipach
Nie wiedzą ile waży ból i znieczulica
Nie wiedzą co jest na podwórkach i ulicach
A ja se siadam i nawijam, i nagrywam