Penx - BRAGGER 6 tekst piosenki (lyrics)
[Penx - BRAGGER 6 tekst piosenki lyrics]
Chcesz to cierp kartony na magazynie i
Przynajmniej wiem co jem
Do trzech razy sztuka, problemu nie szukam
Znajdzie zawsze
Nadstawiasz czwarty policzek
Bo śmieciu masz dwie twarze
Ale chuj ci w obie, składam to na nowo
Bo chce znów przywrócić ogień
zaraz go zabiorą
Muszę na nich rzucić okiem
Obserwować co z ich drogą
Chcą to obejść kurwy bokiem
Oni chcą tak wiele ale co oni mogą
Zamykam to w czterech punktach
Skumaj w czterech porach roku
Jesień - chłopcy na liścia
Mi nie jest szkoda klonów
W lato ciepli chłopcy się masa
Mnoży wyjaśnie teraz czemu
W zimie typie jest jebane +14
Piętnastki mogą słuchać
Ty zaświecisz nową płytą
Prezenty na swoim miejscu
Las krzyży pod choinką
Weź coś nawiń kolo szybko
No bo nie słyszałem dawno jak ci
Się wiedzie z nową dziwką
Zostały jeszcze wiosna
Zima a to prosta kmina
To jak połączyć dwa słowa: muza i kokaina
O czym pisać nie wiesz? Odstaw bo mi smutno
Śnieg tu skończą sypać
No i znów wychodzi gówno
Znalazłem drewniany różaniec
Przebacz mi już panie
Choć nie wierzę, noszę go ze sobą
Tak mnie życie niesie
Kiedy będzie dobrze? Sam już nie wiem
Chce coś przeżyć jeszcze
Nie wiem kiedy dotrze
Przecież najmądrzejszy jestem
Może nie mam siły by móc
Podnieść ręce do modlitwy
(a przecież to nie grzech)
Rozkładając ręce z bezsilności
Czuję się silny
Bo na palcach jednej liczę tych
Co wiedzą co jest pięć modlisz się o lepsze
(co?) , przecież kiedyś było lepiej
Najlepiej to będzie jak pomodlisz
Się za siebie modlisz się za ludzi
W pytę skoro wiesz najlepiej
Co dla mnie najlepsze
No to weź najlepiej co dla mnie najlepsze
Co przyniesie jutro? Zdjęcia z
Instagrama w świecie bogiń mi wystarczy
Że to co pisze dzisiaj w
Tekstach ma ręce i nogi
Oddaje ludziom po przejściach cześć
Jakbym łapał się za stopy
Chciał za swoim biec
Lecz to czasem się nie godzi
Ciężką pracą ciągle brnę
Nie licząc że coś się zwolni (Rozpierdalam)
Chociaż bagno ciągnie mnie, to tylko demony
On wykolejony swoje wie, ominął przeszkody
Bo nic to nie boli
Może wiesz da się podnieść kłody
Oni chcą mi homie, nie mów nie
Sam nie podnieś zwłoki
Głąby chcą bym wtopił, w biegu zszedł
Ale strome schody oni to by mogli mnie tu
W śnie raczej sobie gonić
Muszą się znów dobrze zbroić
Bo nie wiedzą co chcę zbroić
Śmieć się lepiej winny
Lecz wyjdź z swojej broni
Mam nadzieję tylko kurwo
Że zginiesz ze swojej broni
Sam też nie chcę błądzić
No bo płynąłem na okręt
Jechałem nawet Nysą w Gdańsku
W łodzi podwodnej
Zagram państwa-miasta, żaden problem
Wciąż pierdoląc banał
Topory wojenne zakopane, już nie do poznania
Pomógł dużo Kuba
Typie te czasy to kurwa czad
Paliliśmy dużo skuna
A w głośnikach dudniał rap
Choć to inny wymiar niż trzeci, my wielcy
Chociaż jeszcze mali
Pamiętam, jak stymulowały nas tu opary Ghany
Nie ma jak dobra Holandia
Później wjechała Kolumbia
No i rozjebał mnie katar
Mocno głowa rozjebana, ciężko wraca spacja
(Bo to Polska, nie elegancja - Francja)
Weź trzy białe, dwie zielone
Później weź podejdź ty do mnie
Jeszcze wezmę wolne bywam ciężki
Czy ja wadzę? Jest chujowe, przestrzelone
Teraz może wejźże odejdź
Spakuj szmato weź się w worek
Jeszcze ci zapłacę
Stoisz schylony nad lustrem
Pytasz co to znaczy tak ją kochasz
Nawet jak jest obok to chcesz
Się z nią zobaczyć
Szkło masz potłuczone w środku
Typie co chcesz jeszcze
Teraz nawet twoje wnętrze może
Tutaj się tu przejżeć (Woo)
Się składają elementy (Boo)
System pada przez twe błędy (Coo?)
Ja się pytam gdzie jest ten typ - gość
Co po prostu wchodził w te zakręty
Nie pamiętam bym się rodził
Muszę wiesz to skrócić
A pamiętam typa co przejeżdzał
Pytał: "Czy podrzucić?"
Wracam do modlitwy, widzisz światło, fota
Niezły flash
Kevin był sam w domu, stoi w bramie
Bo to Kevin Gates?
Japierdole cały ten chłam
Tą jebaną bandę kurwów
Dawno zjadłem twój klan typie
I mi tylko Maciek urósł
Pojebany jestem, dobry jestem
Ty nie widzisz związku
Paweł jumper spadł mi z nieba -
Jak chcesz ziomek wyskocz do mnie
Jestem tak uduchowiony
Udowodnie ci to w moment
Dziwkom na backstagach odmówiłem w
Chuj negliżu i koronek
W boga, w ludzi, może wiara w siebie?
Chociaż przy nich, czuję się pół bogiem
Pół człowiekiem tu zawstydzi się nie jedna
Co jej łatwo powstać
Tak klękała, że się nabawiła paciorkowca
Jak Chorwacja - pięknie lana woda
Ale widać dno
Gdzie chcesz jechać, dla ciebie
Last minute kurwo, wypad stąd
Jestem czysty jak Eastwood, follow do bar
Jeden tak się śpieszył do nich
Zaczęła mu mówić Harry
Nie mów o spalonych mostach, mam czarne serce
Dla mnie to tragedia jak Holocaust
Jak sodoma i gomora między
Żebra chcesz se popatrz
Jak zepsuta jest lewa, prawa komora
Pojebane życie dla idei kogoś ktoś uśmierca
Taki zabieg
Skoro kochasz słuchać głosu serca
(rozjebane)
Marketing szeptany, moja pora zwycięstw
Wejdę tam przez komin jak
Mikołaj podarować życie