Pezet - Brutto czy netto tekst piosenki (lyrics)
Pezet [Paweł Kapliński] Warszawa, Polska
[Pezet - Brutto czy netto tekst piosenki lyrics]
Nie mam nic, tylko NIP i PESEL
Krótka myśl smsem
Nasz związek jest już tylko biznesem
Boli mnie to, powoli mnie to zabija
I chcąc nie chcąc to mija
Garniak, telefon, biuro, neseser
Brutto czy netto, faktura na przyjaźń
Los mi chyba nie sprzyja
I słyszę wciąż, że tak teraz żyją
Od tych, co nie mają czasu na seks
Jak Maria Peszek, ich co nieco omija
Nie wystarczy im Persen na sen
Koks napędza ich serca i chce
Zastąpić im tlen i miłość
Miałem taki sen - paliłem Babilon
Nic z tego nie wyszło
Idę ulicą i niosę swoje nazwisko
Mijam plakaty i bankomaty
I patrzę na tych co patrzą w przyszłość
Mają wszystko podobno, nie znam ich marzeń
Nie mają twarzy i tylko
Gdzieś między nosem, a grzywką
Miejsca na pisanie cen bez namysłu
Sprzedadzą ci swoją bliskość
Oddadzą ją, będą nadzy
I gdyby ktoś miał tyle hajsu i władzy
Świat byłby dawno plażą nudystów
Składam myśli w całość logiczną
Jakoś kiepsko dziś mi wychodzi
I kurwa chyba zostanę buddystą
Albo zaraz zacznę ćpać Acodin
Nasze życie, sny, nasze drogi
Morderce mam w sobie, gdy odchodzisz
Wykorzystałem już wszystkie sposoby, by
Spróbować zapomnieć o tobie
Dziś idę ulicą
Gdzie nie ma nic co może zaskoczyć mnie
Choć starym nawykom i starym wygom
Dawno powiedziałem nie
Gdybyś spróbował przez chwilę być mną
Wtedy założę się, że
Przegrałbyś wszystko nieraz
Albo wszystko naraz
I upadł na twarz tutaj gdzie
Spójrz mi w oczy, brutto czy netto?
Ile za jej dotyk, brutto czy netto?
Kup moje kłopoty, brutto czy netto?
Ile floty, brutto czy netto?
Powiedz szczerze, brutto czy netto?
W co jeszcze wierzysz, brutto czy netto?
Ile mam zapłacić i w którym urzędzie
I czy brutto czy netto za czyjąś atencję
Ha, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas
Jest, tyle dobra w nas, ha, tyle dobra w nas
Jest, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas
Jest, tyle dobra w nas, ta, tyle dobra w nas
Gaszę fajka pod podeszwą
Tylu ludzi już ode mnie odeszło
Mijam kluby, gdzie codziennie jest gęsto
I wiem, że w tych miejscach bywałem za często
Jedni są tu wciąż tak jak ja
Bo stracili dom albo związek lub dwa
Parę bomb, jeden joint albo dwa
Nalej ziom, nalej ziom, niewiele to da
Chciałbym stąd uciec
Chciałbym uciec jak najdalej stąd
Bo to jest głupie i zatrute
Nic nie warte zło
Dużo kosztuje to co, czujesz, wyjmij kartę bo
Jutro, gdy wstaniesz znów zastaniesz
Stare twarde dno
Wstaję z kacem, zaczynam maraton
Znów wypłacam hajs z bankomatu
Chciałbym iść na spacer, jest lato
Lecz za to się płaci dużą bańkę bez VATu
Ci co mają patent na to, by czasu nie liczyć
Są niczym Terminator
Mam pomysł, wpadłem na to
Krzysztof Ibisz to Benjamin Button
Może kupię na raty miłość
Albo zmienię jakość na ilość
Lubiłem te czasy, gdy żyłem chwilą
Nie pamiętam już, kiedy to się zmieniło
Mijam kino i puby i ludzi bez twarzy
Znów stoją przy barze i wiem
Dla nich nic nie jest ważne prócz
Pensji i gaży, popytu, podaży i cen
Miałem sen, ale się nie sprawdził
Stało się, bądźmy poważni
Mało chcę jakkolwiek to zabrzmi ale wiem
By do nikogo nie podchodzić bez gardy